Rezerwat Łęgi Oborskie

     Ten rezerwat przyrody znajduje się właściwie na terenie Konstancin-Jeziorny. Można tu dojść spod Centrum Handlowego ,,Stara Papiernia" spacerem, który zajmuje pół godziny i jest całkiem przyjemny. Można pójść ulicą Literatów, a wrócić od strony stawu w Mirkowie. Myślę, że na cały spacer wystarczy 1,5 godziny.

    Ja przyjechałam samochodem, byłam wiec skazana na powrót tą samą drogą. Podjechałam ulicą Literatów i po jakichś pięciu minutach, w miejscu, gdzie w prawo odchodzi ulica, której nazwy nie znam, a której przedłużeniem jest ulica Od Lasu, a gdy się skręci w lewo, widać dawny Dom Pracy Twórczej Literatów, skręciłam w stronę tej posiadłości. Coś mi się tli w pamięci wspomnienie, że wiele lat temu przejeżdżałam tedy na rowerze, posesja była otwarta, przed domem rosły kwiaty. Tylko nie jestem pewna, czy to było tu. Obecnie teren jest niedostępny. Oglądałam go więc wyłącznie przez parkan. Obok jest droga, nie nadzwyczajna, ale dało się jechać i tak się potoczyłam kolejne kilka minut, aż Google stwierdził, że jestem na miejscu. Zatrzymałam samochód na uboczu, trochę w krzakach i dalej poszliśmy pieszo (byłam z synem). 

    Zaraz tablica poinformowała nas, że wkraczamy na teren rezerwatu. Wkrótce po lewej stronie za parkanem ukazał się kanałek oddzielający posiadłość z Domem Pracy Twórczej, a po prawej stare zabytkowe zabudowania, jakby stajnie, może budynki wojskowe. 

Po lewej stronie, w oddali, Dom Pracy Twórczej

Po prawej kompleks tajemniczych zabudowań, wyglądem z przełomu XIX/XX w.




Ten budynek przypominał kaplicę



Znowu Dom Pracy Twórczej

Budynki dało się obejść, omszałe kamienie świadczą o podmokłym terenie




    Zza budynków wyszedł mężczyzna z dzieckiem. Wrogo na nas łypali, jakby byli źli, że tam idziemy. Oboje zwróciliśmy uwagę na ich miny i zaczęliśmy się zastanawiać dlaczego im przeszkadzamy. Nagle spostrzegliśmy, że z lasu za budynkiem wydobywa się ogień. No jasne, podpalacze. Mężczyzna dawał świetny wzór siedmio-, ośmioletniemu na oko chłopcu. Zastanawialiśmy się co robić. Ogień nie był duży, ale wyraźny i na pewnej wysokości. Podpalili pień złamanego drzewa. Gdy się przyjrzeliśmy, w kilku miejscach było widać na drzewach ślady podpaleń. Piromania, to choroba. Nie wiedzieliśmy, czy ogień zgaśnie, czy się rozniesie. W zimie (był marzec) gałęzie są suche. Zadzwoniliśmy na straż. Wóz przyjechał w kilka minut. stanął koło naszego samochodu, wyszliśmy strażakom na przeciw. Poszli na razie z wozu z toporkami. Drzewo dogasało, gdy przyszli, ale widać było, że nie wymyśliliśmy sobie pożaru. Strażacy oglądali tez sąsiednie drzewa. 
    Poszliśmy dalej, a strażacy jeszcze z pół godziny kręcili się po lesie, bo wrócili do wozu dopiero, gdy wsiadaliśmy po spacerze do samochodu.




Teren jest bardzo podmokły






Dalej wychodzi się na drogę, jakby groblę pomiędzy łąkami. Myślę, że prowadzi do Mirkowa. Wciąż jest się na terenie rezerwatu. Nie jest duży, ale urokliwy.







W drodze powrotnej jeszcze raz przyjrzeliśmy się posiadłości z dawnym Domem Pracy Twórczej. Jest duża i piękna.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konstancińskie wille, pensjonaty i zakłady lecznicze

Stroblalm

Koblencja (Koblenz)