Tybinga (Tübingen)

    Tybinga (Tübingen) to malownicze blisko stutysięczne miasto Bedni-Wirtembergii znane chyba głównie z powodu uniwersytetu. Ponad 20% mieszkańców stanowią tu studenci. Tybinga leży nad rzeką Neckar , około 45 kilometrów od Stuttgartu.

     Pierwsze osiedlenia na terenie dzisiejszej Tybingi datuje się na około połowę pierwszego tysiąclecia p.n.e. Wtedy to zaczęły się tu osiedlać germańskie plemiona Alamanów. Pierwsza wzmianka o istnieniu Tybingi pojawia się w Kronice Trewirskiej (Gesta Treverorum) z 1078 roku, w której jest mowa o castrum twingia, czyli o zamku książąt tybingeńskich (wiadomości z Wikipedii).

     W XIII wieku pisze się o Tybindze już jako o mieście (civitas). W tym samym wieku przybywają do miasta augustianie i franciszkanie. Od XII wieku bije się tu monetę (Pfennig), do dziś jedna z ulic starówki nosi nazwę: Münzgasse (Zaułek Monetarny). 

     Przełomowy dla Tybingi jest XV wiek, w którego drugiej połowie hrabia Eberhard ufundował tu uniwersytet. Wiązało się to z przybyciem Zakonu Kanoników św. Marcina w roli wykładowców, co przyniosło z sobą również możliwość podniesienia kościoła św. Jerzego (St. Georg Kirche) do rangi kolegiaty (którą pozostaje po dziś dzień). Podniesiono wówczas także Wirtembergię do rangi księstwa, a Tybinga stała się drugą stolicą.

     Od czasów reformacji aż po koniec XVIII wieku miasto przeżywało niepokoje i konflikty na tle religijnym. W XVI wieku pozbyto się katolickich duchownych, na uczelni zaczęto wykładać także w duchu reformacji. W czasie wojny trzydziestoletniej miasto było pod okupacją państw protestanckich przeciwnych katolickim Habsburgom, podupadło. 

     W XX wieku Wirtembergia stała się królestwem, dzięki czemu Tybinga prosperowała coraz lepiej stając się jednym z głównych środków uniwersyteckich w Niemczech. Już w 1817 otwarto tu pierwszy w Niemczech wydział Ekonomii i Biznesu („Staatswissenschaftliche Fakultät”). Na początku XIX wieku utworzono także wydziały teologii katolickiej i nauk rządowych, a w 1863 pierwszy w Niemczech wydział nauk przyrodniczych. 

    Do grona sławnych uczniów Tybindzkiego Uniwersytetu należeli m.in.: Pchilipp Melanchton (twórca niemieckiego systemu szkolnego, protestancki reformator), filozofowie Friedrich Hegel, Friedrich Schelling czy poeta romantyczny Friedrich Hölderin. W XIX wieku z tybindzką uczelnią był związany również znany niemiecki późnoromantyczny poeta piszący patriotyczne poezje - Ludwik Uhland - jeden z twórców tak zwanej ,,Szkoły Tybindzkiej", która zapoczątkowała historyczno-krytyczną analizę tekstów biblijnych. Stosunkowo wcześnie, bo w 1904 dopuszczono kobiety do pobierania nauk na tutejszej uczelni. Jedna z nich, Christiane Nüsslein-Volhard, została pierwszą w Niemczech laureatką nagrody Nobla w dziedzinie medycyny (1995).

     W 1966 roku na katedrę teologii dogmatycznej Wydziału Teologii Katolickiej został powołany Joseph Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI. Rok później Jürgen Moltman - jeden z najbardziej wpływowych teologów protestanckich XX wieku został mianowany profesorem teologii systematycznej na Wydziale Teologii Protestanckiej. Na początku lat 60. XX wieku honorową katedrę filozofii otrzymał ważny filozof marksistowski (a także - uwaga - ateistyczny teolog) Ernst Bloch.

    Moje pierwsze spotkanie z Tybingą było bardzo miłe. Znalazłam wcześniej na internetowej mapie parkingów park.me bezpłatny parking w okolicach starówki, przy ulicy Westbahnhofstrasse 29 i skierowałam się na niego. Gdy dojechałam, w dzień świąteczny, do tego w czasie lockdownu, stało się dla mnie jasne, że jest to parking sieci ,,Saturn" i z dużym prawdopodobieństwem może nie być czynny. Podjechałam przed szlaban, żeby pobrać bilet, jednak karta parkingowa nie wysuwała się, więc wciskałam zrozpaczona wszystkie guziki w nadziei, że sezam się otworzy. Nacisnęłam też przez pomyłkę przywołanie obsługi parkingu. Za chwilę zobaczyłam, jak biegnie w moja stronę jakiś człowiek i coś wykrzykuje. Wyglądał na sympatycznego Włocha i mówił po niemiecku-włosku. Mówił oczywiście, że parking jest nieczynny, że to prywatny parking i że niestety nie uda mi się pobrać biletu. Odezwałam się do niego w moim niemieckim-polskim, tłumacząc, że jestem turystką, nie wiem gdzie zaparkować, jestem pierwszy raz w Tybindze. Poprosiłam, żeby mi chociaż podał adres jakiegoś parkingu, przy którym  mogę się zatrzymać. Otworzył maszynkę do biletów, coś tam przy niej pomajstrował i powiedział, żebym pobrała bilet, a potem go opłaciła przy wyjeździe. Byłam mu niezwykle wdzięczna. Poszłam zobaczyć, gdzie jest automat do opłat (a parking miał być bezpłatny), ale patrzę, a ten człowiek do mnie podjeżdża samochodem. Powiedział, żebym mu dała pobrany bilet, a on mi wręczył bezpłatny, a tamten podarł. Co za miły gość. Tak oto stałam moim mercedesem sama na wielkim parkingu przed Saturnem. Przynajmniej będzie tu łatwo trafić z powrotem. Przeszłam przez parking i intuicyjnie skręciłam w lewo. 

    Wyszłam dokładnie na uliczkę na która chciałam wyjść, Schleifmühlweg i skierowałam się nią w stronę starówki lekko pod górę.

  To mój pierwszy kontakt z Tybingą. Urocze kamienice. W roku 1971 rozpoczęto renowację zabytkowych obiektów na terenie starego miasta, powiększono także granice miasta. Tybinga niemal nie ucierpiała podczas II wojny światowej. Gdy dodamy do tego dbałość o zabytki, stanie się jasne dlaczego historyczne miasto uniwersyteckie jest tak pociągające. 



     Z dołu widać było zamek. Od razu udałam się na górę, żeby zobaczyć panoramę miasta. Zawsze wchodzę w pierwszej kolejności w nowym miejscu na najwyżej położone wzniesienie albo wspinam się na wieżę, żeby zobaczyć panoramę. Potem łatwiej jest się orientować w topografii miasta. 




Zachłysnęłam się widokiem pierwszych budynków na wzniesieniu

To musi być Hohentübingen - pomyślałam

Zamek jest na pierwszy rzut oka bardzo stary. Masywna bryła z grubymi murami, fosą i małymi okienkami. 

   Hochenübingen Schloss (,,zamek wysokotybindzki") powstał prawdopodobnie około roku 1037, a otaczające go  mury nieco później. W pierwszej połowie XVI wieku zamek został niemal całkowicie zburzony i przebudowany, powstały fortyfikacje, kwadratowy dziedziniec wewnętrzny i cztery skrzydła zamku z wieżami schodowymi. Zamek stał się twierdzą. Budowla, którą dziś oglądamy powstała właśnie w XVI wieku. Na początku XVI wieku powstał wspaniały renesansowy portal (którego zapomniałam sfotografować). 


Byłam tu w czasie pandemii, jednak mury były udostępnione do zwiedzania, bramy otwarte; do środka zamku nie mogłam się jednak dostać, wyłącznie na dziedzińce (koniec grudnia 2020)




Dziedziniec zamkowy



     Na dziedzińcu stoi głowa monumentalnego posągu cesarza Augusta (panował od 30 p.n. e do 14 r.), z marmuru z Luni w Carrarze. Głowa ma wysokość 190 cm i jest eksponowana na postumencie - robi wrażenie. Rzeźbiony portret przedstawia cesarza jako tzw. ,,Prima-Porta-Typus". Cały posąg miał 10, 5 m wysokości. Jest to największe z zachowanych przedstawień Augusta. Posąg pochodzi prawdopodobnie z rzymskiego kompleksu świątynnego usytułowanego na wzgórzu między Enschenstein (Menschenstein) a Obertrogen na wysokości 840 m n.p.m.. Archeolodzy podejrzewają, że fragment posągu przedostał się przez osuwiska do rzeki. Głowa została znaleziona w korycie potoku Hausbach w Weiler im Allgau, 20 km od Lindau (Jezioro Bodeńskie) w czasie powodzi w 1994 roku. Jeżeli dobrze zrozumiałam napis na tablicy, pomnik pochodzi, co wydało mi się aż nieprawdopodobne z ok 7 r. (na tablicy jest jakiś cytat ze Swetoniusza, ale to dla mnie za trudne).


      Po schodach wychodzi się z dziedzińca na najwyżej położony kolejny zamkowy dziedziniec. Podziwiam w dawnych budowlach przemyślane szczegóły. W schodach znajdują się szpary do odprowadzania nadmiaru wody. Również sklepienia zawsze przyciągają moją uwagę.


Tu także znajdują się w murze odpływy wody.

Z góry śliczny widok, w dole płynie Neckar




Fascynują mnie zamkowe ogrody. W otoczeniu wielometrowych
 murów zamków obronnych projektowano oazy dla księżniczek.

Wróciłam na dziedziniec i przeszłam na drugą stronę.

Obok brązowej repliki ,,dzikiego konia" znajduje się wejście do tybindzkiego Muzeum Dawnych Kultur. ,,Dziki koń" zrobiony z kości mamuta sprzed 40 000 lat firmuje tutejsze zbiory
(oryginał znajdujący się wewnątrz ma 4,82 cm długości) 
Wejście do muzeum. Koń z brązu stoi przy murze po lewej stronie

      Tybindzki Uniwersytet posiada gigantyczne zbiory; w roku 1997 Muzeum Uniwersytetu w Tybindze WAT udostępniło publiczności zbiory prezentowane odtąd na zamku Hohentübingen w Muzeum Kultur Antycznych. Jednym z oddziałów Muzeum Kultur Antycznych jest Muzeum Kultur Świata. Muzeum Tybindzkie (WAT) jest jedynym na świecie muzeum uniwersyteckim, w którym są prezentowane eksponaty znajdujące się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Na wystawach pt. ,,Prehistoryczne osady palowe wokół Alp" i ,,Jaskinie i sztuka epoki lodowcowej na Jurze Szwabskiej" prezentowane są najstarsze zachowane figuralne dzieła sztuki i instrumenty ludzkości - mamutowe figury z kości słoniowej (mamuciej), fragmenty kościanych fletów. Bezcenne znaleziska pochodzą z jaskini Vogelherd w Jurze Szwabskiej (a od 2017 roku jaskinia znajduje się na liście UNESCO). Pośród artefaktów znajduje się tu także np. najstarsza na świecie gigantyczna beczka. 

    Na terenie Hohentübindzkiego (,,Wysokotybindzkiego") zamku znajduje się również najstarsze na świecie laboratorium biochemiczne (oczywiście należące do Uniwersytetu w Tybindze), w którym Friedrich Mieschier wyizolował kwasy nukleinowe (w tym DNA). Na murze głównego dziedzińca wisi tablica poświęcona odkrywcy.

Wyszłam na kolejny dziedziniec, już poza głównym terenem zamku


     Na dziedzińcu zewnętrznym stoi niewielki budyneczek, który w swojej niewiedzy wzięłam za studnię. Co prawda jej otoczenie nazbyt misterne, drzwi i okienka, do końca mi nie pasowało, że to studnia. Dopiero na ulotce informacyjnej przeczytałam w domu, że to jest obserwatorium astronomiczne. 
     Gdy w 1806 roku Wirtembergia została królestwem, król Wilhelm 1 zarządził prace geodezyjne - sporządzenie mapy całego królestwa. Prace powierzono Johannowi Gottliebowi Friedrichowi von Bohnenberger - profesorowi matematyki i fizyki na Uniwersytecie w Tybindze. Ów mieszkał na Hochentybindzkim zamku i w północno-wschodniej jego wieży, gdzie miał swoje obserwatorium ustalił punkt zerowy królestwa wirtemberdzkiego. Do dziś twórcy map korzystają z jego ustalenia. Bohnenberger postawił też nowe obserwatorium poniżej wieży (moją studnię), z którego przeprowadzał skomplikowane pomiary i obserwacje (także astronomiczne - nieba). W 1812 roku skonstruował jakiś instrument do pomiaru kąta (Winkelmessinstrumente), który, o ile dobrze zrozumiałam ulotkę informacyjną, znajduje się w małym obserwatorium (mojej studni). Na Wikipedii przeczytałam również, że projektant mojej studni skonstruował żyroskop Bohnenbergera, elektroskop bipolarny i wahadło rewersyjne - imponujące!


Punkt widokowy

Widok na kolejne wzgórze z zamkiem oraz na stare miasto





Czas opuścić zamek i udać się na starówkę










Wąskimi uliczkami dotarłam do rynku (Marktplatz) z ratuszem (Rathaus)


Budynek ratusza jest imponująco piękny, wygląda jak nowy. Najbardziej ujmujący jest balkonik, jakby ambonka z daszkiem

Na rynku stoi też rozpoznawalny posąg Neptuna (Neptunbrunne)

     Znalazłam się w Tybindze kilka dni przed końcem roku 2020 - roku, który zostanie, albo nie zostanie zapamiętany, jako rok pandemii. Około tygodnia wcześniej ogłoszono w Niemczech Winter - Lockdown. Profilaktycznie miałam na szyi chustę, którą w razie potrzeby zasłaniałam usta, bo trzeba to było robić w niespodziewanych miejscach, np. na starówkach miast. Na rynku w Tybindze, pochłonięta podziwianiem architektury, sklepowych wystaw i fotografowaniem wszystkiego, nie zauważyłam, że tu ludzie chodzą w maseczkach (normalnie na ulicach miast w moim rejonie można chodzić bez maski).          Przypomniała mi o tym szybko specjalna ,,koronawirusowa" karetka, która znienacka wjechała na rynek. Obsada ,,Krankenwagen" wyraźnie kogoś wypatrywała. Trochę się przeraziłam, że może moja chusta jest  passé, albo, co gorsza, ma za mało warstw, nie ma zacisku na nosie, czy cokolwiek innego, co zwróci na mnie uwagę i - nie znam lokalnych zwyczajów - zostanę np.. wciągnięta do karetki i na siłę zaszczepiona z użyciem środków przymusu bezpośredniego. 
     Karetka odjechała, jednak mój niepokój pozostał. Opowiadałam o moich obawach niemieckim znajomym i wyjaśnili mi, że ta karetka celowo krąży po starówce w okresie świątecznym i jej obsada rzeczywiście wypatruje ludzi, jednak nie takich jak ja, którzy jej unikają, a wręcz przeciwnie - takich, którzy wykonają gest w jej stronę, że chcą się przebadać na obecność (lub nieobecność) koronawirusa. Była to więc karetka w funkcji ,,wymazobusa", z której wypatrywano chętnych do wykonania testu. Pomysł mobilnego punktu pobrań zrodził się z tej okazji, że w czasie świąt ludzie odwiedzają krewnych i chcą być pewni swojego stanu zdrowia.






     Osobiście uważam że moje zdjęcia z karetko-wymazobusem na tybindzkim Marktplatzu za kilka lat będą należały do unikalnych. To, czemu dziś nikt się nie dziwi (ja się jednak zdziwiłam (wciąż nie mogę się przyzwyczaić do jakiejś nierealnej rzeczywistości (i podejrzewam, że tak mi już zostanie))), za parę lat wyda się (mam nadzieję) osobliwością





Udało mi się zrobić zdjęcia ratusza i posągu Neptuna bez dziesięciu ludzi w kadrze

Rynek nie jest zbyt duży



Skierowałam się w stronę kolegiaty św. Jerzego (St. Georg Kirche)












Stiftskirche St. Georg (Kolegiata św. Jerzego)

     Gdy weszłam na niemiecką stronę internetową, żeby poczytać o tym zabytku, zobaczyłam tak piękne zdjęcia, ale przy okazji tak zupełnie inne od moich, że gdyby nie tablica na kościele, którą sfotografowałam, trudno byłoby mi uwierzyć, że byłam w tym samym kościele, który jest opisywany :); 
link do strony: https://www.stiftskirche-tuebingen.de/stiftskirche-st-georg/einblicke/   albo
https://www.stiftskirche-tuebingen.de/stiftskirche-st-georg/fuehrungen/

a to moje skromne ujęcie z aparatu w telefonie Samsung






     Ten późnogotycki kościół został wybudowany w 1470 roku (wg projektu) Petera von Koblenz. W dostepnych on-line materiałach jest napisane, że von Koblenz był  mistrzem budowlanym i kamieniarzem, czołowym budowniczym w rejonie Stuttgartu (to chyba znaczy, że był projektantem budowli, ale także kimś w rodzaju ,,kierownika budowy" - tak mi się wydaje). Wkrótce została podniesiona do rangi kolegiaty (kolegiata stoi w hierarchii ważności niżej niż katedra, jest to kościół nie będący katedrą, przy którym istnieje kapituła kanoników - no i wszystko jasne). Witraże do kościoła projektował Peter Hemmel z Andlau, ten sam, który projektował witraże do kościołów w Ulm, Augsburgu, Norymberdze, Monachium i Strassburgu. Kościół pierwotnie katolicki przekształcił się jako jeden z pierwszych w okresie reformacji w protestancki. Jednak zachował cechy rzymskokatolickie, jak np. przedstawienia świętych patronów (kościoły protestanckie są z założenia puste, nie ma w nich ukoronowanych obrazów, figur świętych , aniołów itp.).
     W niedziele z wieży kościelnej rozbrzmiewa muzyka. 

Są tu pochowane ważne osoby, m. in. Eberhard I, książę Wirtembergii, chyba ten sam, który założył Uniwersytet Tybindzki; Ulrich, książę Wirtembergii; księżna Bawarii Sabina


     Zanim weszłam do katedry, przykuło moją uwagę niecodzienne w czasach narodowego Lockdownu zgromadzenie. Okazało się, że to kawiarnia oferująca kawę i ciasto na wynos przyciągnęła gromadkę dawniejszych stacjonarnych bywalców







     Zdjęcia nie wyszły mi imponujące, ale robiłam w pośpiechu. Wydało mi się, że właśnie skończyło się nabożeństwo, na środku stała grupka pastorów i pastorek i duchowni dyskutowali. Bałam się, że za chwilę zamkną kościół lub/i mnie wyrzucą i nie zdążę go obejrzeć. Rzeczywiści wkrótce udali się do wyjścia pobrzękując kluczami. Wyszłam spiesznie za nimi. Katedra jest ładna, jednak nie na tyle, żeby spędzić tu samotnie noc...



     Z grzeczności należy powiedzieć, że ładne witraże zaprojektował Peter Hemmel z Andlau, jednak cóż można powiedzieć o witrażach nam, którzy mamy Józefa Mehoffera i Stanisława Wyspiańskiego (nawet w kwestii malarstwa na szkle z wykorzystaniem wyłącznie motywów roślinnych).


Przechodziłam pewnie obok płyty nagrobnej księcia Eberharda I i nie zwróciłam na nią uwagi. Ta pochodzi z roku 1576 (i tak robi wrażenie)

Ławki i ambonka wyglądają na katolickie

Ołtarz główny




Myślę, że święci zza moich pleców, chociaż stoją tu od kilku wieków, nie widzieli takich dziwów: wyznawcy i hierarchowie chodzą zamaskowani...











     Po wyjściu z kościoła zaczęłam szukać Muzeum Miejskiego. Poszukiwania wkrótce zakończyłam dzięki Google Maps sukcesem.

Budynek muzeum miejskiego (Stadtmuseum). Trudno zrobić zdjęcie, bo uliczki są wąskie, a budynek całkiem spory



Teraz rozpoczęłam poszukiwania wieży, w której mieszkał i tworzył Friedrich 
Hölderin
Pasaż handlowy w kilkuwiekowych budynkach - robi wrażenie







     Już, już widzę rzekę Neckar, to musi być gdzieś tu. Jednak moją uwagę przykuła olbrzymia bursa studencka (no i piękne platany). W tej bursie, jak wyczytałam mieszkał i pracował w latach 1514-1518 Filip Melanchton, reformator niemieckiej szkoły i niemieckiego kościoła, student i absolwent Uniwersytetu w Tybindze. 






Znalazłam, jeszcze tylko kilka schodków



Oto Hölderin Turm. Niestety muzeum nieczynne. Mieszkając w tak pięknym miejscu trzeba zostać poetą, pisarzem lub kompozytorem

Tablica pamiątkowa



                                      W oddali (za wierzbą) most Eberharda (Eberhardsbrücke)

Gdy młody Hölderin spojrzał ze swojej wieży w lewo - zobaczył taki widok. Pewnie nie było znaku, ale wierzba mogła już rosnąć.




Na wprost oglądał rzekę Neckar, wyspę na rzece, a na niej aleję z platanami

     Po prawej stronie wieży rośnie druga wierzba (nie można zejść pod samą wieżę, bo jest ogrodzona - teren muzeum). Gdy Hölderin spojrzał w prawo ze swojej podniebnej siedziby - widział Hochentybindzki zamek.

Pozostaje nam wsłuchać się w jeden z wierszy romantycznego poety, o przemijaniu...

Hälfte des Lebens

Mit gelben Birnen hänget
Und voll mit wilden Rosen
Das Land in den See,
Ihr holden Schwäne,
Und trunken von Küssen
Tunkt ihr das Haupt
Ins heilignüchterne Wasser.

Weh mir, wo nehm’ ich, wenn
Es Winter ist, die Blumen, und wo
Den Sonnenschein,
Und Schatten der Erde?
Die Mauern stehn
Sprachlos und kalt, im Winde
Klirren die Fahnen.
 

... i w tłumaczeniu Stefana Napierskiego

Połowa życia 

Żółtymi gruszami zwisa
I pełne dzikich róż
Wybrzeże w głębię jeziora.
Wy, nadobne łabędzie,
Pijane od pocałunków,
Nurzacie wzniosłe łby
W święte i trzeźwe wody.
Biada mi, skąd wezmę, gdy
Zapada zima, kwiatów, i skąd
Słoneczny blask
I cienie ziemi?
Mury sterczą
Bezmowne i zimne, na wietrze
Brzęczą chorągwie. 


     Powędrowałam w stronę mostu, żeby przedostać się na wyspę na Neckarze. Pod mostem rzeka rozdziela się na dwa koryta, tworząc wzdłuż biegu uroczą wyspę, na której rosną bardzo stare, i nie musze dodawać, że wspaniałe, platany (na moje oko mogą mieć koło 200 lat).

To jeszcze po stronie wieży Hölderina

Widok z mostu Eberharda; na zadrzewioną wyspę mówi się po prostu ,,Wyspa" - Insel

Te same domy widziane z drugiej strony mostu, w oddali wieża poety, a na prawo góruje nad starym miastem nasza kolegiata - St. Georg Kirche

Nieco narcyzmu utrwalonego w selfie przywożę z każdej wycieczki

Po drugiej stronie mostu Neckar płynie już jednym nurtem

Gdy schodzimy z mostu na platanową aleję, zauważamy domek dla owadów (pszczół?)

Jestem świadoma, że powtarzam ujęcia, ale zachłysnęłam się tym zakątkiem Tybingi


     A po obu stronach płynie rzeka. Nie miałam czasu dojść do końca wyspy. Na lewo da się przejść, bo jest kładka (mniej więcej na poziomie 1/3 długości wyspy), ale na prawą stronę starego miasta chyba nie prowadzi już żaden mostek.... Sprawdziłam na mapie, jednak prowadzi; pod koniec wyspy z drugiej strony, znajduje się bliźniaczy do Eberharda most ,,Aleenbrücke".


Jeszcze raz widok na Höldrein Turm

W oddali widać zamek, od którego rozpoczęłam zwiedzanie



Podreptałam z ciekawości przez kładkę w lewo

   Zaraz ujrzałam pomnik Ludwika Uhlanda (późnoromantyczny poeta i literaturoznawca, także prawnik i polityk, którego poezje stały w biblioteczce każdego niemieckiego domu. Był kimś w rodzaju Kornela Ujejskiego w literaturze polskiej)



     Nowoczesna rzeźba, przed którą siedziała na ławeczce smutna niemiecka bezdomna i rozmyślała nad swoim losem. Ogrzałam ją swoimi ciepłymi myślami i powędrowałam dalej cięższa o jej smutek, któremu nie mogę zaradzić. 

Anlagensee (jezioro Anlagen)


To już plac przed Dworcem głównym w Tybindze

Tybindzki Hauptbahnhof (Dworzec Główny)

Przed dworcem rozkopy, wielki plac budowy



Wróciłam do mostu nad wyspą i powędrowałam dalej w poszukiwaniu zabudowań Uniwersytetu Tybindzkiego.




Imponujący budynek Neue Aula (Nowej Auli)

     Nowa Aula nie jest taka nowa. Jak już wiemy Uniwersytet w Tybindze został założony w 1477 roku przez hrabiego Eberharda V, późniejszego pierwszego księcia Wirtembergii. Uniwersytet słynie do dziś z nowatorskiej myśli teologicznej (pamiętamy o wykładach protestanckiego reformatora Melanchtona  oraz katolickiego teologa Ratzingera). Uniwersytet Tybindzki nie jest uniwersytetem kampusowym, ale jest rozproszony po całym mieście i właściwie wszędzie można się natknąć na budynki jakiegoś z wydziałów, bądź szpital uniwersytecki (jest tu 17 szpitali stowarzyszonych z wydziałem medycyny Uniwersytetu, funkcjonujących jako Klinikum). Na zamku również wszędzie znajdują się tablice informujące, że teren podlega Uniwersytetowi. Ale miałam pisać o Nowej Auli. Budynek Neue Aula oddano do użytku w 1845 roku, dając podwaliny pod budowę przyszłej dzielnicy uniwersyteckiej na północnym przedmieściu Wilhelmvorstadt.

    Tybinga jest jednym z pięciu klasycznych ,,miast unwersyteckich" w Niemczech. Pozostałe cztery to Marburg, Göttingen, Freiburg i Heidelberg. 


Jeszcze jedno ujęcie Neue Aula i powędrowałam dalej
 
     Powoli musiałam rozstawać się z Tybingą. Wróciłam przez przylegający do Neue Aula stary ogród botaniczny (Alten Botanischen Garten). Zaciszny z przepływającym wzdłuż niego kanałkiem. 



















Budynek wygląda, jak kościółek, ale przed klatką są domofony, jakby wewnątrz były mieszkania


     To jest słynna restauracja ,,die Kelter", która reklamuje się jako miejsce spotkań koneserów smaku. Tybindzki przybytek podniebiennych rozkoszy musi posiadać długie tradycje, gdyż plac i ulica  przy której się znajduje, tak właśnie się nazywają. Smutno patrzeć, jak z powodu pandemii ziała pustkami, serwując wyłącznie zamówione wcześniej dania na wynos (w określone dni przez 3 godziny). 


Plac Keltera





Jak wynika ze znaku, ten piękny zamek w oddali na wzgórzu, to szpital (ma się rozumieć uniwersytecki)


Tybindzka straż pożarna

I ostatnie zdjęcie Hermann Hepper Turnhalle - jakiś kompleks sportowy, sala gimnastyczna, siłownia, albo zapewne wszystko naraz.

Za chwilę zobaczę mój parking. Żegnaj Tybingo...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konstancińskie wille, pensjonaty i zakłady lecznicze

Stroblalm

Koblencja (Koblenz)