Spis treści:
Am Rank (Röhmsee)
Friedhof (cmentarz)
St. Michaels Kirche (Kościół św. Michała)
Brunnen in der Ortsmitte (Fontanna w środku wsi)
Gasthaus Löwen (Restauracja ,,Lwy")
Salemer Hof
Adelberger Hof
Altes Schulhaus - Gustav Kemmner Zimmer (Stara Szkoła - Izba Gustawa Kemmnera)
Bürgerhaus (Ośrodek Kultury)
UDEON
Trasa spacerowa
Mountainbikeparcours
Unterensingen, to gmina posiadająca niepełnie 5 tysięcy mieszkańców, wchodząca w skład wspólnoty administracyjnej Nürtingen. Jest jednak odrębną gminą, więc opisze ją oddzielnie. Unterensingen obejmuje wioskę Unterensingen i gospodarstwo Lindenhof.
Z Zizishausen, dzielnicy Nürtingen, w której jakiś czas mieszkałam, można tam dojść wzgórzem Weinberg. Pierwszy raz wybrałam się tam jednak samochodem, żeby zobaczyć urokliwe jeziorko Am Rank (Röhmsee) - poniżej. Trzeba wpisać Seerosenstraße i zatrzymać się mniej więcej w połowie parkingu, a następnie kierować w bok (w prawo lub lewo, zależy od której strony się podjechało; najczęściej w lewo), w stronę, gdzie jest bardziej zielono. Ja podeszłam do ronda i skierowałam się w prawo.


 |
Chciałam obejść jezioro, jednak trwały jakieś prace budowlane i przejście było zagrodzone. Za jakiś czas odkryłam inne dojście do jeziora, opisuję je w dalszej części posta
Na następny spacer do Unterensingen wybrałam się piechotą przez wzgórze Weinberg.
|


 |
W oddali widać cel mojej wędrówki, na sąsiednim wzgórzu, na które dojdę za dwadzieścia minut niespiesznym krokiem usadowiły się domostwa wioski Unterensingen. |

 |
Tyci domeczek działkowy jest zbudowany oczywiście z muru pruskiego |
 |
Rzeczywiście lepiej jest na piechotę. Dojechanie do tego ronda zajęło mi podobny czas, ponieważ wzgórza mają szerokie podstawy, a uliczki są kręte i w wielu miejscach jest ograniczenie prędkości do 30 km/h. |
 |
,,Wiejska droga" |
 |
ładnie skomponowane graffiti na przystanku Unterensingen Linde |
 |
Dom stary, z przylegającą dawną stodołą. Na terenie Badenii-Wirtembergii jest bardzo dużo takich domów, które noszą wyraźne ślady przeszłości. Przed dawnymi stodołami stoją teraz Mercedesy, BMW i Audi. Może w którejś znajdzie się trochę siana dla konia, a w którejś stajni - koń. |
 |
Skręciłam w boczną, wiodącą do góry ścieżkę. Teraz stoję w połowie jej wysokości i spoglądam w dół |
 |
...a tyle drogi zostało mi do góry |
 |
Najbliższym celem mojej wycieczki jest widoczny w oddali kościół, który wydaje się być centrum tutejszego miejsca. Innego celu nie umiałam zdefiniować. |
 |
Te drewniane (naturalnych rozmiarów rzeźby) stoją przed Przychodnią Medycyny Holistycznej oferującej kompleksową terapię (chiroterapię, czyli manualną terapię kręgosłupa, akupunkturę, medycynę sportową). Główne oferowane tu obszary działania, to osteopatia medyczna, czyli, jak sprawdziłam, manualny system terapeutyczny i regeneracja kręgosłupa. Hmm, brzmi zachęcająco i pewnie by mi się przydała wizyta tutaj. Osteopatia medyczna narodziła się w Stanach Zjednoczonych, obecnie jest też popularna w Europie Zachodniej (w Niemczech widziałam sporo takich przychodni, dlatego się zainteresowałam). Osteopata stosuje terapię manualną, często np. zamiast operacji - rozciągając przez powłoki skórne tkanki, torebki stawowe, zwiększając manualnie ruchomość stawów. Terapia osteopatyczna dotyczy stawów, tkanek miękkich i nerwów. Jedni uważają osteopatię z medycynę niekonwencjonalną i podchodzą do niej z dużym dystansem, podobnie, jak do innych ,,podejrzanych" medycyn holistycznych, jak np. postrzegana tak przez wielu (przeze mnie nie) homeopatia, inni, wręcz przeciwnie, twierdzą, że osteopatą może zostać wyłącznie lekarz bądź fizjoterapeuta, a osteopaci różnią się od ,,zwykłych" fizjoterapeutów ,,bardziej zaawansowanym wykształceniem medycznym i szerszym spojrzeniem na patologie układu ruchowego". Przypominam sobie, jak moja rehabilitantka wspomniała raz, że poddała się zabiegowi manualnemu przez powłoki skórne i od razu jej ,,pomogło", a mnie, przyzwyczajonej do medycyny tradycyjnej zrobiło się wtedy natychmiast nieswojo i wyobraziłam sobie zabiegi robione palcami przez Filipińczyków, które były z lubością pokazywane w telewizji, gdy byłam nastolatką i zawsze napawały mnie lękiem z odrobiną obrzydzenia. Żeby pomyśleć o leczeniu niekonwencjonalnym, trzeba zmienić konwencjonalne myślenie na temat geniuszu tradycyjnej medycyny. Kiedyś czytałam oficjalne dane statystyczne, z których wynikało, że leczenie farmakologiczne przyczynia się tylko w 10%. do poprawy zdrowia.
(do poczytania: tu i tu i z poczciwej Wikipedii, tu (może nie najambitniejsze teksty, ale stymulują do dalszego zgłębiania tematu) |
 |
Ptak też pilnuje przychodni |
 |
Drogi na wzgórzu są tak zaprojektowane, że w połowie wysokości biegnie droga równoległa do tej na dole, jakby dookoła góry, tylko o mniejszej średnicy, a z góry na dół co jakiś czas biegną wąskie dróżki ze schodkami, dzięki czemu całe wzgórze jest dobrze skomunikowane i wygodnie dostać się z miejsca na miejsce, np. do sąsiada, albo do kościoła, albo... |
...albo na cmentarz. Otóż okazuje się, że centralne miejsce we wsi Unterensingen zajmuje... cmentarz, który rozciąga się u podnóża kościoła (Friedhof)
Początkowo myślałam, że to najmniejszy cmentarz świata, jednak okazało się, że jest, jakby to powiedzieć, wielopoziomowy i zajmuje większą powierzchnię. Tu muszę zamieścić glosę na temat cmentarzy - istotnego elementu w moim postrzeganiu świata, i dodam od razu, że pasjami nawiedzam cmentarze. Nie, żebym żywiła jakieś niezdrowe skłonności do nieboszczyków, ale pociąga mnie związana nieodłącznie z tymi miejscami figura Vanitas. Przemijalność świata - coś o czym lubię rozmyślać i do czego zachęcam własne dzieci (ku ich najczęściej niezrozumieniu), przypominając im, by nie omieszkały przynajmniej od czasu do czasu pomyśleć o ,,wieczności", cokolwiek ona znaczy.
Cmentarze, najstarsze zabytki ludzkości. Cmentarze, grobowce i biblioteki. Pamięć zbiorowa miejsca pogrzebana metr pod ziemią. Tu można całkiem rzeczowo, bez emocji porozmawiać o wszystkim. Można też doznawać różnych oczyszczających emocji, bo nieboszczykom należy wybaczyć ich błędy. Teraz już nic nie mogą zrobić i prawdopodobnie się tym ,,gryzą" ,,gryząc ziemię". Na cmentarzach zazwyczaj panuje ład i spokój, zupełnie inaczej niż w życiu. A przecież mogłoby tak wcale nie być. I czasem nie bywa. Czasem cmentarze padają łupem prześladowców, gdy chce się wymazać nawet pamięć o zmarłych, ale to źle się kończy. Mogiły mają w sobie moc przypominania, ludzie to wiedzą i najczęściej zostawiają umarłych w spokoju. Najczęściej nie ,,hejtują" nieboszczyków.
Poszłam zwiedzić i nawiedzić miejsce spoczynku Elk, Petr, Ursul, Wolfgangów, Siegfriedów, Heinrichów, Sabin, Ut, Ottonów, Andreasów, Wilhelmów, Uwe.
 |
Widok z cmentarza |
 |
Boczna, a raczej dolna furtka |
 |
Cmentarz mnie zachwycił, więc zatrzymamy się tu na dłużej przyglądając jego organizacji, która czyni zeń miejsce pod wieloma względami bardzo przyjemne |
 |
Alejki są podpisane, jak to zazwyczaj na cmentarzach; powyżej poletko spoczynku numer 5. Tablica oparta o kamień, po którym można rozpoznać w razie czego alejkę z grobem bliskiej osoby |
 |
Tablica informująca, gdzie jest Grabfeld numer 6, przybita jest dla odmiany do drzewa |
 |
Ozdobiony kamienną różą nagrobek Mathilde i Adolfa urodzonych w 1919 roku; obok spoczywa Karl, który podczas wielkiej wojny miał kilka lat (ur. 1910), jeszcze dalej urodzony w 1915. Emil i dziesięć lat młodsza Hilde. |
 |
Alejki wiją się po piętrowych, porośniętych drzewami tarasach. W wielu miejscach (na zdjęciu w oddali po lewej stronie) umieszczone są różne stojaki, wieszaki, krany, wszystko, co pomocne w porządkowaniu grobów |
 |
W alejce nr 4 kran z brodzikiem firmowany przez figurkę Buddy, dla tych, którzy wierzą w reinkarnację i nirwanę |
 |
Stojaków na miotły jest rozstawionych tyle, że gdyby każdy odwiedził swoich antenatów, nie musieliby się bić o miotły. |
 |
Nie wiem, czy to z powodu tutejszej ,,mody cmentarnej", czy jakiegoś zarządzenia, groby są ziemne, mają tylko płyty nagrobkowe. Może, żeby nie obciążać góry, bo kamień jest bardzo ciężki i takie całe kamienne grobowce mogłyby się obsunąć w dół zbocza, które poniżej jest zabudowane. Wileński cmentarz na Rossie (mój ,,ulubiony") też jest na górach, ale w niezamieszkałej okolicy. Tam są nie tylko płyty, grobowce i pomniki, ale wręcz całe mauzolea. Podobnie mauzoleum Jan Kasprowicza na pod zakopiańskiej Harendzie stoi na górze, ale może się zsunąć co najwyżej do potoku, a nie komuś ,,na głowę". |
 |
Zaraz poniżej cmentarnego żywopłotu biegnie alejka i znajdują się domy |
 |
O ile cmentarz, o czym się już przekonałam, nie jest najmniejszy na świecie (jest w sam raz, aby pomieścić prochy wszystkich przodków unterensingian od stu, dwustu, nie wiem ilu, lat), o tyle kolumbarium jest naprawdę tycie, jednak tak estetycznie zaprojektowane, że chyba nie przeszkadza nawet mieszkańcom widzącym je z okien, którzy nie lubują się w rozmyślaniu o wieczności tak, jak ja. |
 |
Już wyraźnie widać kościół, ale jeszcze chwilę zabawimy na cmentarzu |
 |
Kolejny wieszak na miotły, kranik, pod spodem metalowy stolik, na którym można postawić i opłukać np. pustą doniczkę, pod stolikiem umieszczona kratka ściekowa. Wszystko jest przewidziane i przemyślane. Tak tutaj (w Niemczech, a przynajmniej w rejonie Badenii-Wirtembergii, której przyglądam się od jakiegoś czasu z bliska) jest na każdym kroku. Pełno detali ułatwiających lub uprzyjemniających życie. |
 |
Na drugim wieszaku możemy sobie powiesić płaszcz, gdy się zgrzejemy ,,pracując miotłą", a na ławeczce odpocząć i zastanowić się o czym to jeszcze mieliśmy porozmawiać z naszym zmarłym. |
 |
Za murem otaczającym kościół widać w oddali, jak mi się wydaje zakrystię (oczywiście z muru pruskiego) |
 |
Na wydzielonym miedzy kościołem a murem, specjalnym miejscu, spoczywają polegli w czasie obu wojen, uhonorowani w szczególny sposób właśnie miejscem pochówku. Te ciemne stare krzyże, to groby unterensingian poległych w czasie wielkiej wojny. Dla Niemców pierwsza wojna światowa była przeżyciem traumatycznym. W ich zbiorowej pamięci ta trauma jest obecna po dziś dzień. To z niemieckiej prasy, z niemieckich starych czasopism, ilustracji, grafik, obrazów można wyczytać jej okropności. W polskiej świadomości wielka wojna przyniosła niepodległość i ten nadrzędny cel zdominował mass media z tamtej epoki. Dużo trudniej jest znaleźć polskie grafiki przedstawiające ofiary pierwszej wojny, kaleki, wychudzonych ludzi, obłąkanych po jej koszmarze. To z niemieckiej ikonografii prezentowanej obficie w polskich muzeach Krakowa i Warszawy w rocznicowych latach 2018-2020 dowiadywałam się o okrucieństwie i cierpieniu, jakie niosły Europejczykom schyłkowe lata dwudzieste XX wieku. |

 |
Jeszcze wyżej stoją pomniki dedykowane znanym poległym w drugiej wojnie światowej mieszkańcom wsi oraz przesiedleńcom, albo inaczej mówiąc - wypędzonym, którzy tu znaleźli nowy dom. Znowu lekcja historii. Zaintrygowała mnie mapa umieszczona na jednym z pomników. Przestudiowałam ją uważnie, potem przeczytałam dedykację próbując wczuć się w emocje, które przekazywały nazwy i oznaczenia geograficzne. Właściwie można powiedzieć, że podczas czytania mapy, przed tym słupem, dokonało się moje własne polsko-niemieckie pojednanie. Na powyższym zdjęciu jest mapa przedstawiająca wschodnią granicę Niemiec. Na co dzień jakoś zupełnie się nad tym nie zastanawiam, że kawał terytorium, które Niemcy stracili na naszą rzecz, oni wciąż opłakują, że opłakują dawne niemieckie obszary osadnicze, z których po wojnie musieli uciekać, że opłakują tereny byłych rozproszonych osad niemieckich, z których musieli się wynosić, żeby polska ludność ich nie zlinczowała, że cierpią po utracie Posen (Poznania), Schlesien (Śląska), Pommern (Pomorza), Ostpreussen (Prus Wschodnich). Onomastyczne zabiegi na mapach dokonuje się szybko, rany po takich zabiegach długo się goją. |

Dedykacja jest mniej więcej taka: ,,Pamięci przesiedleńców, którzy w Unterensingen znaleźli nowy dom. Tym, którzy z powodu ucieczki i przesiedleń, utraty ojczyzny i trudnych warunków życia, szczególnie ucierpieli z powodu długotrwałych skutków wojny. Jesteśmy wdzięczni za pomoc niesioną im przez unterensingian. Jednocześnie chcemy przypomnieć współczesnym, że pokojowe współistnienie trzeba nieustannie na nowo wypracowywać. Prawo do mieszkania i ochrona mniejszości jest dla nas wszystkich obowiązkiem, a także odpowiedzialnością za historię i przyszłość". Przeczytałam ją już po dokonaniu mojego oczyszczającego rozrachunku z przeszłością. Niemcy, jak widać, i czego doświadczam na co dzień, dokonali także w większości ze swojej strony aktu pojednania. Dbają o wszystkie mniejszości, nie tylko swoje.
 |
Tu wyryte są nazwiska mieszkańców wsi poległych podczas drugiej wojny światowej |
 |
Czas przyjrzeć się patronującemu temu miejscu kościołowi |
 |
Pierwsza wzmianka o kościele św. Michała (St. Michaels Kirche) pochodzi z 1275 roku. W 1448 roku został podarowany przez hrabiego Ulricha V. von Württemberga klasztorowi Adelberg, który w 1454 roku został włączony do opactwa przez papieża Mikołaja V. Na chórze pozostaje w stylu romańskim. Od 1534 roku jest kościołem protestanckim. Po uderzeniu pioruna w1834 roku w wieżę, odbudowano dzwon i iglicę wieży. W 2001. roku kościół przeszedł gruntowny remont |
Kościół był oczywiście zamknięty, a mnie powoli kończył się czas przeznaczony na zwiedzanie i musiałam już zmykać
 |
Jeszcze obeszłam go dookoła; z drugiej strony też przykościelny cmentarz w obrębie murów |
 |
Jeszcze trochę nt. detali. Jestem znowu na cmentarzu, już poza murami otaczającymi kościół. Taki niby zwykły kranik, a jednak niezwykły, bo bardzo przemyślany. Znajduje się na podmurówce, nieco wyżej, żeby było wygodnie z niego korzystać. Ma krateczkę, na której można coś postawić. Krateczka jest na zawiasach, gdyby potrzeba było ją podnieść i włożyć do środka jakiś duży przedmiot celem opłukania, np. donicę. Woda się wtedy nie rozbryzga, bo i o tym konstruktor pomyślał. Postument jest zrobiony z ,,antypoślizgowego" kamienia. |
 |
Schody mają poręcz po obu stronach, bo nie wiadomo, czy będzie z nich korzystała osoba prawo, czy leworęczna. Cmentarze odwiedzają często starsze osoby, które mogą mieć jedną rękę mniej sprawną, wówczas chwycą się poręczy drugą ręką. Oczywiście na cmentarz może się dostać również osoba na wózku inwalidzkim, bo niektóre alejki są bez barier architektonicznych, chociaż cały cmentarz jest położony na wzgórzu. |
 |
Schody celowo mają chropowatą fakturę, żeby się na nich nie poślizgnąć
 |
 |
To jest stacja depozytowa. Za jedno EURO można się tu wpiąć, jednak nie wiem czym? wózkiem z marketu. Cokolwiek to jest, zostało przemyślane. |
 |
Na płocie siedzi rajski ptak, łabędź i żaba |
Unterensingen spodobało mi się i czasem wybierałam się tam na spacer. Innego razu przyniosłam z niego takie zdjęcia:
 |
Na tle białej brzozowej kory i białego pola, białe dachy, a każda biel inna, dopełnia gamy różnych bieli, tworząc miłą dla oka toniczną harmonię |
 |
Stara brzoza lubi przyglądać się zmieniającym w zależności od pory roku dachom, w zimie matowym, w słonecznym słońcu lśniącym |
 |
Ja także zabawiłam pod brzozą przez dłuższą chwilę, przesuwając wzrok po równiutkich, zwróconych w moją stronę dachach, ustawionych przez rzesze unterensingiańskich budowniczych |
 |
W oddali już rozpoznaję kościół świętego Michała, a właściwie Michała |
 |
To chyba - nie znam się za bardzo - beczka do robienia wina |
Przeczytałam w przewodniku po Unterensingen, że godne obejrzenia są tu wiaty autobusowe. Jedną już sfotografowałam, teraz czas na drugą.

Celem mojego dzisiejszego spaceru nie była jednak wiata, a konkretne domostwo, na które już podczas pierwszych odwiedzin zwróciłam uwagę. Przeglądając zdjęcia dostrzegłam na framudze jednego z domów sowę, której zupełnie nie zauważyłam robiąc zdjęcie. Wyszła niewyraźna, bo uchwycona ,,przy okazji". Musiałam się jej przyjrzeć uważniej.
Adres to Nürtingenstrasse 38. Na framudze data 1912. Dom niby tylko sprzed wieku, a zarazem aż sprzed wieku. Mój dziadek urodził się w 1911.
Po lewej stronie na framudze umieszczono nazwisko mieszkańców i inicjały dwóch imion oraz tabliczkę ,,Pax et bonum" - ,,Pokój i dobro". Na środku drzwi jest umieszczona drobnym druczkiem prośba o nie wrzucanie reklam do skrzynki pocztowej. Na drzwiach świeży napis kredą ,,K+M+B+20", bo całkiem niedawno było święto Trzech Króli.
No i ta sowa
Nie wiem, co znaczki symbolizują, podejrzewam, że odwołują się do opiekuńczej symboliki sowy. Chroni też przed gryzoniami (całkiem praktycznie), patronuje rozumowi, dalekowzroczności, rozeznaniu duchowemu. |
 |
I ostatnia, kamienna tabliczka. Ta nie spodobała mi się zupełnie, ale może nie zrozumiałam jej wymowy. Ja odczytałam ją tak, że ,,cała wioska" idzie z włócznią na króliczka. Może to znak jakiegoś bractwa myśliwskiego. A może króliki panoszyły się tu swego czasu jako szkodniki, które pozbawiały mieszkańców plonów, a sowa je tępiła. To stary dom, pamięta jeszcze prymitywną gospodarkę, kiedy króliki i szczury były prawdziwym utrapieniem |
 |
A to mój dom z 1912. roku jeszcze raz w całej okazałości |
Po drugiej stronie ulicy sztuczne kury i ptactwo przypominają, że tu była jeszcze niedawno tradycyjna wieś
Gdy znalazłam w Internecie całkiem pokaźny przewodnik po Unterensingen, postanowiłam wrócić tu jeszcze raz. Zaintrygowała mnie ta miejscowość, gmina licząca pięć tysięcy mieszkańców, która funkcjonuje tak sprawnie, jak zadbane miasto.
Przewodnik reklamował, jako godne odwiedzenia lub zobaczenia: kościół, który już poznałam, wiaty autobusowe, też już sfotografowane, podobnie, jak drobne rzeźby, ale także niewidziany jeszcze przeze mnie ratusz, fontannę, kilka zabytkowych domów, infrastrukturę sportową...
Musiałam to zobaczyć. Niewielka, ale tętniąca życiem gmina. Ma tyle mieszkańców, co nasz dajmy na to Stoczek Łukowski, który jest gminą miejsko-wiejską, a Unterensingen nie wiem, jakiego typu jest gminą, może tu jest inny podział, ale wydaje mi się, że to jednak gmina wiejska.
Kolejny spacer rozpoczęłam od obejrzenia miejscowej fontanny. Tym razem podjechałam samochodem i mogłam się przekonać, że w kluczowych miejscach znajdują się tu parkingi, ale nie ma też problemu z postawieniem auta wzdłuż ulicy.
 |
To Fontanna - Brunnen, zwana Brunnen in der Ortsmitte. Gdyby chciało się tu podjechać wg Google Maps, najlepiej wpisać Brunnen Apotheke, Unterensingen. Aptekę Google ,,widzi", fontanny - nie. Znajduje się ona na rogu Nürtingenstraße, która zmienia się tu w Esslingenstraße. W lewo do góry odchodzi w stronę widocznej wieży kościoła Kirchstraße, a w prawo, lekko w dół - Kanalstraße |
Fontanna jest taka trochę mechaniczno-kosmiczna, przypomina projekt jakiegoś fantazyjnego perpetuum mobile. Teraz była nieczynna, jak to zwykle w zimie z fontannami bywa. Woda wpływa kanałkiem do fontanny, przepływa przez nią i wypływa z drugiej strony wykorzystując spadek terenu. Pomysłowe. Powyżej, widok na ,,Aptekę przy fontannie"
 |
To widok od innej strony, do góry wije się ulica Kościelna, prowadząca obok ratusza pod Kościół Michała. Po prawej stronie sklepik, w którym można kupić m.in. dania na wynos |

Powyżej jeszcze jedno ujęcie fontanny (Brunnen). Na drugim planie sklep spożywczy, który znajduje się na początku małego pasażu z bankiem i innymi potrzebnymi lokalami handlowo-usługowymi
To zmyślny kanałek, który może doprowadzać wodę do fontanny, odprowadzać z niej wodę, a przy okazji odprowadzać wodę z miasta w trakcie wiosennych roztopów albo ulew
 |
Nie pojechałam jeszcze na górę w stronę ratusza, tylko przeszłam się kawałek Esslingerstraße w prawo, żeby obejrzeć kilka ciekawych budynków. Na przykład słynną unterensingiańską restaurację ,,Gasthaus Löwen". To coś w stylu dawnego gościńca. Duża, piętrowa, z szyldem. ,,Löwen", to lwy |
 |
Na murze przy bocznym wejściu nie byle jaka data - 1858. Na mnie robi wrażenie |
 |
Przestudiowałam na zbliżeniu menu, za jednodaniowy zestaw, z pięciu, jakie mamy do wyboru, zapłacimy 8 Euro, za zupę poza zestawem 4,8 E, a za danie poza daniem dnia około14-20 E. |
 |
W głębi stary dom z muru pruskiego (Fachwerkmauer) z obowiązkowo przylegającą stodołą. Zwracam uwagę na trawy, jako element dekoracyjny ulicy. Wszystkie możliwe miejsca wykorzystywane są do stawiania ozdób, klombików, rzeźb, pomniczków, żeby wzrok mógł doznawać rozkoszy estetycznych |
 |
Jeszcze rzut oka na architekturę ulicy |
 |
Wzdłuż pełno najprzeróżniejszych sklepów, jest masarnia, cukiernia, całkiem duża kawiarnia |
 |
Po drugiej stronie sklep z ubraniami, kawałek dalej kolejny bank, bardzo tu popularny Volksbank |
 |
No i lokal, w którym mieści się fryzjer oraz można wypielęgnować swoją brodę |
 |
Już widać budynek, który jest powodem mojego spaceru po Esslingerstraße. Pod numerem 14 mieści się Salemer Hof |
 |
To jeszcze jeden budynek, w stylu, który na trwałe zapamiętam |
 |
Od 1294 roku był to budynek klasztorny opactwa cystersów z Salem (sprawdziłam na mapie, Salem znajduje się dwie godziny drogi stąd, niedaleko Konstancji, nad Jeziorem Bodeńskim). W 1620 został przekazany jako spadek Goergowi Kraushaarowi. Został przez niego, jego żonę Barbare i synów Hansa i Michela odbudowany do dzisiejszej formy. Tchnienie historii |
 |
Wracając do zaparkowanego przy fontannie samochodu, przyglądałam się drobnym, dopieszczonym szczegółom, które tak mi się u Niemców podobają. Ot, na przykład elewacja, na dole przyciemniona i zrobiona z łatwo zmywalnego kamienia, bo często jest lub może być, ochlapywana przez przejeżdżające samochody. Ale żeby nie było zbyt ponuro, wstawiono kolorowe cegły, komponujące się z farbą budynku |
 |
Tutaj wejście zdobi motyl |
 |
Przyjrzałam mu się z bliska, jest zrobiony z drogich kamieni |
 |
tu balustrada na schodkach i obowiązkowa ozdoba przed drzwiami |
 |
Jeszcze raz widok na trawy. Teraz skieruję się, już samochodem |
w stronę widocznych w oddali: wieży kościoła i … dźwigu. Tak, tak, Unterensingen wciąż się unowocześnia, rozbudowuje
 |
Kolejne z miejsc wymienionych w gminnym przewodniku, to Adelberger Hof |
. Widziałam jego tył od strony cmentarza, teraz weszłam na dziedziniec przez bramę.
 |
Z tabliczki informacyjnej (wszystkie zabytki są zwięźle podpisane) dowiedziałam się, że Adelberger Hof nazywał się dawniej Widdumhof von Unterensingen i z tego, co zrozumiałam, miał nadane prawa kościelne (cokolwiek to znaczy). Od 1476 r. znajdował się w posiadaniu klasztoru Adelberg. Dwór posiadał rzadko udzielane prawo do dawania azylu (Recht der Freyung; Asylrecht). Od 1807 roku posiadłość sprzedawana w kilku częściach obywatelom Unterensingen, między innymi Jakubowi Kemmnerowi.
|
 |
Po lewej stronie podwórza znajduje się część zabytkowa, po prawej i w głębi, nadal zamieszkałe kamienice |
 |
Teraz się odwróciłam, żeby sfotografować dom po zamieszkałej stronie podwórza. W prawym oknie kot, kto wie, w którym wcieleniu; pewnie pamięta dawny Adelberger Hof, stodołę pełną siana, w której mógł polować na myszy, a dziś musi się żywić saszetkami Wiskas. |
 |
Jeszcze kilka tak lubianych przeze mnie szczegółów. Dziurka na dole, prawdopodobnie dla kota, ale też dla odpływu nadmiaru błota, wody, ew. nieczystości. Wraz z górnymi dziurami tworzy system oświetleniowy i wentylacyjny, Średniowieczne pomysły są tylko na nowo aranżowane, udoskonalane. Gdzie tam średniowieczne, pewnie starożytne |
 |
Stary omszały bruk. Zawsze mnie interesowało, jak udawało się dawnym budowniczym dróg, osiągać z tych nierównych kamieni całkiem płaską, niezwykle trwałą i stabilną powierzchnię. Współczesne chodniki potrafią po tygodniu osiadać (np. na moim osiedlu), w asfalcie robią się co sezon dziury, a brukowane podwórce spełniają swoje zadanie latami, setkami lat, bywa tysiącleciami...
|
 |
To zdjęcie powiększyłam. Na starym podwórku klombik z rododendronami, metalowym rowerkiem-stojakiem na doniczkę i cudownym metalowym traktorkiem |
 |
Ten traktorek ma jakieś 35 cm, jest uroczy i tak tu pasuje |
 |
Już opuszczam dziedziniec Adelberger Hofu. Przez murowaną bramę widać kolejny zabytek - Altes Schulhaus (Starą Szkołę), w której mieści się muzeum obrazów (izba), urodzonego tu w 1875 roku, przyszłego malarza, Gustawa Kemmnera - Gustav Kemmner Zimmer. Na wystawie stałej prezentowane są obrazy nawiązujące do historii Unterensingen i okolic. Kemmner zmarł w 1941 roku w Stuttgarcie, dokładnie w okręgu administracyjnym Stuttgart-Mühlhausen. |
Co do samej zabytkowej szkoły - gotycka podstawa budynku wraz z mieszkalną piwnicą pochodzi z XVI wieku. Dzisiejszy kształt uzyskał po wojnie trzydziestoletniej (1618-1648), a pierwszy obraz, który ukazuje szkołę, pochodzi z 1680 roku. Nowy wygląd ze sztukaterią i boazerią otrzymał w latach 1781/1782. W 1988 przeszedł gruntowny remont zgodnie z wymogami dotyczącymi zabytków. Adres Kirchstraße 36.
Niemal wszystkie tutejsze stare domy prawdopodobnie są poddawane permanentnym generalnym remontom i cały czas dzięki temu ładnie wyglądają.
 |
W oddali widać ratusz, obok mur otaczający kościół św. Michała |
 |
Po drugiej stronie ulicy parafia ewangelicka |
 |
Ratusz z boku |
 |
Jeszcze raz teren parafii, z wrotami dawnej stodoły |
 |
I znowu Rausz, tym razem z przodu, Kirchstraße 31 (ulica Kościelna 31)
|
Teraz podeszłam kawałek ulicą Szkolną (Schulstra
ße), gdzie pod numerem 8 znajduje się również polecany w przewodniku Ośrodek Kultury (Bürgerhaus).
 |
Unterensingiański Ośrodek Kultury w całej okazałości |
Bürgerhaus (Ośrodek Kultury) powstał w latach 1879/80 jako parterowy budynek szkolny przy dawnym placu tłoczni win (Kelterplatz). Tłocznię wina przeniesiono na dzisiejszą Kelterstraße, ale tam już nie szłam. W 1914 roku powiększono szkołę dobudowując pierwsze piętro. Od 1978 roku budynek służył jako świetlica dla lokalnych stowarzyszeń i inicjatyw piekarniczych. W roku 2000 udostępniono lokalnym klubom i zrzeszeniom wszystkie piętra ośrodka.
Wróciłam do samochodu i postanowiłam podjechać jeszcze kawałek, żeby zobaczyć miejsce, którego nazwa nie ma odpowiednika również w języku niemieckim i reklamuje się jako Mountainbikeparcours. Chciałam porównać plac, na którym można tu pojeździć i poskakać ekstremalnie na rowerze, z terenem o takim przeznaczeniu, który znajduje się na warszawskim Natolinie obok górki ,,Kazurówki" albo ,,Kazurki" i na jej zboczach.
Przejeżdżałam obok całego kompleksu szkolno-przedszkolno-świetlicowego. Od 2014 roku działa tu pod nazwą UDEON sala, która może być wynajmowana klubom, stowarzyszeniom, szkołom, partiom, parafiom, firmom i osobom prywatnym na różnego typu uroczystości, imprezy, jubileusze, urodziny, wesela, bierzmowania, komunie, pogrzeby, także koncerty, wystawy, pokazy filmowe i teatralne, imprezy taneczne, wieczory autorskie. Budynek mogą wynajmować nierezydenci, jednak unterensingianie mają pierwszeństwo.
 |
Jeszcze spojrzenie za siebie. To zdjęcie pokazuje dynamikę unterensingiańskiego życia. Szesnastowieczna historia splata się tu w mocny węzeł z codziennymi potrzebami. W głębi widzimy średniowieczny kościół, bliżej stary i zarazem zaadoptowany do bieżących potrzeb ratusz. Nad ulicą potężny dźwig wznosi kilkukondygnacyjny budynek, prawdopodobnie dom dla seniorów, bo czytałam o tej inwestycji |
 |
Kompleks szkolno-przedszkolny |
 |
Budynek UDEON |
 |
Obok UDEON-u znajduje się przestronny parking, na którym podkusiło mnie, żeby stanąć i przejść się kawałek w górę w nadziei na ładne widoki |
 |
Obok znajduje się jeden w wielu placów zabaw |
 |
Za szkołami pełnowymiarowe boisko |
 |
I drugie treningowe |
 |
A co to? Za płotem poukładane ścięte drzewka. To tu trafiają choinki po świętach. Punkt Zbiórki Odpadów Zielonych, takich jak ścinki żywopłotów, przycinki drzew. Nie przyjmuje się skoszonej trawy, liści, krzewów kwiatowych, wyłącznie resztki zdrewniałe. Pewnie gdzieś niedaleko znajduje się punkt odbioru liści.... To ci dopiero zorganizowana wioska. Pozazdrościć. Albo wziąć przykład |
 |
Ja też wystawiłam zaraz po Trzech Króli choinkę przed dom. Rano już była zabrana. Pewnie leży tutaj (bo to punkt zbiórki dla całego rejonu) |
 |
Robi się bardzo ładnie, nareszcie prawdziwie wiejsko |
 |
Stare sady, chociaż już omszałe i pozostawione, jak przypuszczam, bardziej w celach ozdobnych niż użytkowych, nadal są przycinane i pielęgnowane |
 |
Doszłam do drzewa, a potem poszłam w drugą stronę i do góry, ponieważ nie udało mi się pójść równocześnie w obie strony |
 |
Za choinką, do góry, teren prywatny, wstęp wzbroniony (Eingang verboten), ale zajrzeć pod gałązkę nikt mi nie zabroni |
 |
Znowu ścigam się z czasem, muszę już wracać, jak Kopciuszek, tylko nieco wcześniej |
 |
Palec wszedł mi w kadr, ale nic nie zaćmi uroku tego miejsca |
 |
Prawdopodobnie umieszczam za dużo zdjęć, ale takie drzewo co kilka kroków tworzy inną kompozycję, za każdym razem udaną. Przecież to nie konkurs, żeby tylko jedno zdjęcie mogło go wygrać. Prawdopodobnie umieszczam za mało zdjęć |
 |
Biegiem do samochodu, jeszcze muszę obejrzeć park rowerowy |
 |
Zaparkowałam na parkingu przy ulicy Seerosenstraße, mniej więcej w połowie ulicy, w miejscu, gdzie widać zieleń, obok kortów. Tam jest dróżka prowadząca do Mountainbikeparcour |
 |
Nie nadzwyczajnie wielki, ani wysoki, ale poskakać można |
 |
Kawałek dalej jest nasyp i … nie wierzę, jezioro, od którego zaczęłam moją przygodę z Unterensingen |
 |
Widać nawet wysepkę, którą znam z mapy, jednak nie umiałam określić jej położenia w rzeczywistości. Już wiem, gdzie się udam na kolejny spacer. |
 |
To już zdjęcie dróżki z następnego spaceru |
 |
Jeszcze jedno ujęcie Mountainbikeparcour |
 |
Idę nasypem, zaraz kończy się jezioro... |
 |
… a przejście dopiero na końcu; po chwili namysłu zjechałam na pupie, niemal prosto pod koła nadjeżdżającego samochodu |
 |
Już widać wyspę, właściwie wąski półwysep, który wrzyna się aż na środek jeziora, zaraz tam wejdę |
 |
Raczej nie. Znak ostrzegający, że to rezerwat przyrody oczywiście uszanuję, nie zamierzam płoszyć zwierząt ani polować. Ale drugiego znaku: ,,Własność prywatna. Wchodzisz na własne ryzyko" raczej się przestraszę; nie wiem jakie tu panują zwyczaje, ale jeszcze mnie ktoś ustrzeli, lepiej się wyniosę. Zresztą wejście na wyspę jest solidnie okratowane. Zamieszczone zdjęcie jest zbyt małe, jednak zapewniam, że widać na nim przy powiększeniu potężny parkan. Już zmykam. Skradnę tylko kilka zdjęć z nabrzeża. W oddali stoi śliczny domeczek (oczywiście z muru pruskiego). Mam wrażenie, że ktoś z niego do mnie celuje, nie mam śmiałości robić mu zdjęcia |
 |
Ale oto w oddali piękne budynki w stylu fabryki papieru w Mirkowie. Dziewiętnastowieczne ceglane fabryki mają rozpoznawalny dekoracyjny styl. Już wcześniej ją widziałam, ale jak się tam dostać. Odgradza mnie od niej rzeka Neckar. |
 |
W oddali widać kładkę, schodzi prosto na fabrykę. Ciekawe dlaczego nic nie pisali o fabryce w przewodniku. Zaczepiłam miejscowego młodzieńca, jednak nie miał pojęcia, co to za fabryka |
 |
Już wchodzę ślimakiem na kładkę |
 |
Kładka jest bardzo dekoracyjna |
 |
Szłam podobną całkiem niedawno w rumuńskiej Sigișhoarze, co prawda nie przez most, bo to nie była kładka, tylko osłona schodów prowadzących na wyższą część starego miasta |
I tak rozmyślając nad podobieństwami europejskich konstrukcji architektonicznych, dojrzałam mijającego mnie wolnym krokiem mężczyznę w średnim wieku. Kto wie, może on zna tajemnice rzeki Neckar skrywane przed spotkanymi przeze mnie dotychczas okolicznymi mieszkańcami i będzie wiedział, co to za fabryka po lewej stronie
Cha, trafiłam! Wiedział - to dawna fabryka nici Otto. Potomkowie fabrykanta-założyciela mieszkają w dwóch willach obok fabryki. Wychyliliśmy się, żebym mogła dostrzec jedną z nich. Drugą, powyżej skrywa roślinność. Fabryka z ciemnej cegły, to stara, nieczynna już, historyczna część, w nowszych budynkach z jasnej cegły nadal trwa produkcja.
Rozmowa o fabryce całkiem się ,,kleiła", jednak wkrótce wyczerpała i skupiliśmy się na życiorysach. Na moją uwagę o podobieństwie kładki do ,,tunelu" w Sogișhoarze, mój nowo poznany znajomy odparł, że jest rumuńskim imigrantem. Jego rodzina wyemigrowała jeszcze za Marii Teresy Habsburg, a potem w latach osiemdziesiątych XX wieku, natomiast sam mój miły rozmówca w sześć dni jechał w odwiedziny z niemieckiego Ulm w swoje rodzinne strony na rowerze wzdłuż Dunaju. Tyle zrozumiałam z jego opowieści. Poznał, że jestem nietutejsza po mojej tępej twarzy, na której malował się wysiłek połączenia w jedną całość zmarłej w 1780 roku Wielkiej Księżnej Siedmiogrodu etc. z wtórną emigracją rodziny sto lat później. A może to Maria Teresa przyłączyła część ziem węgierskich do Rumunii, dlatego niemiecki-rumuński znajomy wybrał się aż pod węgierską granicę do rodziny. W każdym razie z mojej marnej wymowy i ubogiego słownictwa zrozumiał, że praca zarobkowa w Niemczech jest dla mnie podobnie, jak dla niego i jego rodaków, bardziej opłacalna w Niemczech, oraz że podobały mi się: Sigișhoara, Bran i Braszów, które odwiedziłam (nie wspomniałam o Bukareszcie, który na liście europejskich stolic plasowałby się według mnie bliżej końca).
Zmrok zaczynał zapadać, musiałam wracać, spytałam o młyn, oczywiście wiedział. Trzeba iść w prawo wzdłuż rzeki, za spiętrzeniem wody, około 2 km. Gdy wybiorę się na spacer za mostem, na stronie z fabryką, zobaczę młyn po drugiej stronie rzeki, czyli w Unterensingen, gdyż Unterensingen ,,zaczyna się" przy moście, a ,,kończy" właśnie przy młynie. Dziękuję, do widzenia.
Swoją drogą spotkać Rumuna na niemieckim wiejskim moście, na samą myśl o rumuńskim średniowiecznym mieście.... przypadek..., nie sądzę.
Młyna szukałam przez kilka dni. Szłam po drugiej stronie w prawo całkiem długo. Potem podjechałam jakieś dwa kilometry dalej (do centrum znajdującego się tam miasteczka Oberboihingen) i wracałam wzdłuż rzeki w stronę kładki, także nic. Wreszcie z Oberboihingen poszłam w lewo wzdłuż rzeki z mocnym postanowieniem, że będę szła, aż znajdę młyn. Zobaczyłam na mapie, że skoro młyn ma być w Unterensingen, to granica wsi-miasteczka nie jest daleko i stary, z pewnością stary budynek musi gdzieś niedaleko stać. Znalazłam. Jednak to był młyn widziany od strony Oberboihingen. Potem szukałam dojazdu od strony Unterensingen. Zaparkowałam trochę nielegalnie, udając głupią, bo od strony Unterensingen nie ma infrastruktury przygotowanej dla turystów. Teraz znajduje się tutaj elektrownia wodna i siedziba firmy transportowej Richard Hummel.
Auto zostawiamy na awaryjnych, wysiadamy...
 |
Oto młyn. Widać, że zabytkowy, chociaż nie znalazłam żadnej tablicy informującej o jego przeszłości. |
Obecnie działa tu prężnie przedsiębiorstwo
 |
Zaraz tam nielegalnie wejdę |
 |
Rzut oka na dział wodny |
 |
Spadek jest bardzo szeroki, ciągnie się wzdłuż najszerszego miejsca na rzece, zaraz za wyspą |
 |
Spadek spiętrzonej w taki sposób wody musi generować całkiem sporo energii, bo siłę wody (byłam tu akurat po dużych opadach) widać ,,gołym okiem". |
 |
Wejdę oczywiście za bramę. Mam kilkadziesiąt sekund, zanim ktoś z kręcących się tu ludzi zauważy mnie i zacznie wypytywać (w wariancie łagodnym), co tu robię |
 |
Jeszcze kawałek, byle dotrzeć do tablic |
 |
Napisy na nieszczęście niemiecką odmianą pisma gotyckiego - szwabachą (Schwabacher). To tablica pamiątkowa poświęcona Heinrichowi Siegle, dalekowzrocznemu założycielowi fabryki farb, który urodził się w tym domu 15 listopada 1815 roku, a zmarł w roku 1863 w Stuttgarcie. Myślałam, że będzie coś o młynie. Herbowe lwy powyżej trzymają coś, co mnie przypomina miniaturowe koło młyna wodnego, albo koło symbolizujące strony świata, nie umiem zinterpretować. Nie muszę się nad tym zastanawiać, bo oto szybkim krokiem zbliża się do mnie przystojny mężczyzna, który za chwilę się zorientuje, że ma do czynienia z bezradną, słabo władającą niemieckim, zagubioną turystką. Już się oddalam, oczywiście zdjęć nie oddam |
 |
Nie poznałam więc historii młyna. Potwierdziłam tylko u obecnego przedsiębiorcy, że rzeczywiście kiedyś był tu młyn wodny, a teraz jest elektrownia |
Żeby stąd zawrócić do Nürtingen muszę pojechać ze trzy kilometry do ronda. Zjazd tu jest z trasy szybkiego ruchu, niewygodny i trudno włączyć się ponownie do ruchu, ale zachciało mi się szukać młyna, to teraz muszę się jakoś wydostać
 |
Po tych niebieskich naczepach można poznać, gdzie znajduje się młyn; przejeżdżałam tędy nieraz i nie miałam pojęcia, że to tu. Jest w miejscu, na które zupełnie nie zwraca się uwagi |
Żegnaj Unterensingen. Całkiem dobrze cię poznałam i miło było poznać. Teraz pójdę zwiedzać fabrykę Otto i miasteczko po drugiej stronie Neckaru, z którego dopiero młyn prezentuje się w całej okazałości jako czuwający nad rzecznym żywiołem; słowem - zapraszam do Oberboihingen
No chyba zacznę częściej odwiedzać cmentarze po przeczytaniu tego artukułu
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że wkońcu trafimy tu na jakąś sowe :)
OdpowiedzUsuńUhuuu, sowy też lubią cmentarze (podobno ;)
OdpowiedzUsuń