Gdy szłam podczas jednej z moich wycieczek, w okolicach Bad Urach, na terenie Schwäbischen Alb (Jury Szwabskiej), z ruin zamku Hohenurach do miejsca nazwanego ,,Hochwiese" - ,,Wysoką Łąką", nad wodospadem Urach (Uracher Wasserfall), rzuciła mi się w oczy po lewej stronie skała, prześwitywał też między drzewami, wydawało się, że szczyt wzgórza, a w każdym razie punkt widokowy. Lubię wchodzić na szczyty, choćby niewielkie, a wówczas już nie miałam czasu. Przyjechałam więc dziś specjalnie po to, żeby dostać się w to miejsce, które, jak mi się wydało, powinno się nazywać Eppenzilfelsen (Skały Eppenzill).
Ponieważ ani nie wiedziałam, czy to dokładnie to miejsce, ani, jak dokładnie do niego dojść, skierowałam się do punktu, który znałam, a mianowicie na ,,skrzyżowanie" w drodze do ruin zamku Hohenurach. Ale po kolei. Zaparkowałam przy ulicy Vorderes Maisental, wzdłuż której ciągną się po obu stronach parkingi. Pierwszy po prawej stronie, zaraz po wjechaniu w dolinę z drogi 28, nazywa się Wanderparkplatz Uracher Wasserfälle i wydaje mi się, że jako jedyny jest bezpłatny, ale znalezienie tu miejsca, graniczy z cudem. W głębi, za nim jest duży, już płatny parking (nie wiem ile, ale pewnie 5 euro). Ja parkuję jakieś 200 metrów dalej, po lewej stronie ulicy, gdzie znajduje się kilka płatnych 5 euro za dzień parkingów (wyłącznie bilonem lub kartą). Pomimo, że na parkingach zmieści się 200-300 samochodów, dolina jest tak oblegana, że wcale nie łatwo znaleźć tu miejsce.
Udałam się skrótem na górę, czego nie polecam. Na początku lepiej przejść się ,,normalną" drogą, żeby się zorientować, którędy szlak przebiega. Ja byłam tu już kolejny raz, więc nieco sobie skróciłam drogę.
Kawałek drogi za parkingiem, w stronę, w którą kieruje się największy tłum, czyli w kierunku, w którym jechaliśmy, zobaczymy taki straaasznie ostrzegawczy znak przy głównej drodze, a po lewej stronie od niego odchodzi ścieżka. Chociaż znak nie informuje, że pójście skrótem w lewo jest zabronione, to mamy gwarancję, że umieszczenie takiego znaku przy skrzyżowaniu zniechęci 99% Niemców od pójścia drogą w lewo. Nie jest to główny szlak i koniec.
Bardziej więc niż konsekwencji zabłądzenia, bałam się, że zaraz ktoś zwróci mi uwagę, ale udało się niepostrzeżenie oddalić i pójść przyjemnym, nieuczęszczanym skrótem (na ścieżce było widać grube ślady opon górskich rowerów). No i można spokojnie opróżnić w krzakach pęcherz, bo jedyne WC w okolicy znajduje się koło chaty nad wodospadem, a na wszystkich ścieżkach pełno ludzi
Dopiero przy tym znaku jest ,,legalne" wejście na wzgórze zamkowe (druga ścieżka w lewo licząc od parkingu). Droga do wodospadu biegnie prosto i wyznacza ją tłum ludzi idących z parkingu
Po dwóch zakrętach (w tym przypadku po jednym, bo szłam skrótem) znalazłam się na dużym leśnym skrzyżowaniu. Ścieżka najbardziej w lewo prowadzi stąd na wzgórze zamkowe, ku ruinom Hohenurach. Ja skierowałam się lekko w prawo w stronę wiaty, ku widocznemu w oddali kolejnemu leśnemu rozgałęzieniu.
Przy tym rozgałęzieniu przeczytałam, że droga w lewo prowadzi na Eppenzillfelsen. O tym, że droga biegnąca w prawo na Hochwiese, też tam prowadzi, wiedziałam sama (chociaż nie było o tym mowy na znaku), bo widziałam na polance nad wodospadem kierunkowskaz, pokazujący drogę na skały.
Nie wiem dlaczego postanowiłam pójść drogą w lewo, jaki impuls za to odpowiadał, może ciekawość nowej drogi. Tamtą już częściowo znałam. A może ta droga wydała mi się łagodniejsza lub po prostu nowa. I do tego tabliczka kusiła małą odległością - ,,0,9 km". Szybko policzyłam, że jeżeli idzie się ze średnią prędkością 6 km/h, to jeden kilometr powinnam pokonać w 10 minut. Nie wydało mi się to prawdopodobne, bo nawet ,,na oko" szczyt, którego spodziewałam się gdzieś po prawej stronie, zasłoniętego lasem, nie wydawał się tak blisko. Wzięłam poprawkę na to, że oznaczenia w górach Badenii-Wirtembergii są bardzo nieprecyzyjne. Wpisałam też cel mojej wyprawy w Google Maps, a ona pokazała, zanim straciłam zasięg, że czeka mnie dwadzieścia kilka minut marszu. Drugą drogą wiedziałam, że nie będzie szybciej.
No to idę
Minęło mnie na samym początku dwóch rowerzystów, bo to droga rowerowa, a potem już nikt. Wcale nie jest tak łagodnie, droga wspina się jednak pod sporym kątem
Czyżby to Hohenurach tam na górze, a widoczne w dole między drzewami miasto, to Bad Urach?
Mijam zakręt
Mijam kolejny zakręt...
 |
…i kolejny... |

Szlag mnie powoli trafia. Dwadzieścia minut dawno minęło, idę teraz nie w tym kierunku, co potrzeba, droga wydaje się nie mieć końca
Widoki rekompensują gorzką pigułkę ,,zabłądzenia". Prawdopodobnie chodziło o ,,0,9 km" w linii prostej, a ja idę olbrzymimi zakosami już pewnie ze czterdzieści minut, cały czas pod górę. Zachciało mi się przygody, to mam
Minął mnie jeden pędzący w dół rowerzysta
Gdy po około trzech kwadransach od opuszczenia parkingu, zobaczyłam z oddali znak (których tutaj, jak na lekarstwo), ucieszyłam się. Jednak po zbliżeniu się do niego, pomyślałam, że to jakiś żart. Do Eppenzillfelsen... brakowało mi 0,9 kilometra, czyli dokładnie tyle, ile wskazywał kierunkowskaz na dole. Doznałam pomieszania uczuć: wściekłości z bezradnością, a z tego miksu wyłoniła się potrzeba działania na własną rękę.
Z oddali dochodził mnie odgłos ulicy, po której co jakiś czas przejeżdżał samochód. Prześwitywał też jakby szczyt wzniesienia, na które się z mozołem wdrapywałam przez ostatnie pół godziny. Postanowiłam więc posłuchać się intuicji i pójść jedną z nieoznaczonych ścieżek, w kierunku, który wydawał mi się chociaż zwiastować możliwość zorientowania się, gdzie jestem. Zatem w lewo, na szczyt, gdzie mniej drzew i ,,słychać ulicę". Nie pamiętam już jak szłam dalej, bo zmieniałam ścieżki i kierunki, słuchając intuicji, aż po niedługim czasie ukazało mi się wyjście z lasu.
W tym miejscu opuściłam wiosenną leśną plątaninę, by zobaczyć...
… ogromne pola
Nieco z tyłu, w lewo, rzeczywiście widać ulicę i pędzące nią co jakiś czas samochody
Niektórzy parkowali przy drodze, jednak nie mogłam dostrzec, czy znajdował się tam jakiś oficjalny parking
Ja skierowałam się w prawo, bo na moje wyczucie, tam powinno się znajdować urwisko.
I rzeczywiście zaraz przy wyjściu z lasu z nieoznakowanej ścieżki, stał znak skierowany w prawo, informujący, że do Eppenzillfelsen zostało tylko 0, 4 km. Oczywiście i ten znak nie wydał mi się wiarygodny, bo do skalistego zbocza było może 250 metrów; nie ważne.
Ważne, że doszłam. Utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że na oznakowaniu w tutejszych górach nie można polegać. Należy je traktować wyłącznie jako pomocnicze. Jeżeli z dołu do skał było 0,9 km, jak wskazywał pierwszy znak, a teraz pozostało 0,4 km, to znaczy, że przez 40 minut przeszłam tylko pół kilometra. Bzdura. Ale co mi tam, pobiegłam dalej, zwłaszcza, że po wyjściu z lasu widok olbrzymiej, usłanej żółtymi mleczami łąki, wprawił mnie w doskonały humor.
W oddali widać ławeczkę, tam zatrzymam się na popas, należy mi się jakiś Süßigkeit (coś słodkiego) z tych emocji
Gratulacje, dzielna podróżniczko
Dwadzieścia metrów od stolika znajduje się skała Eppenzillfelsen
I co wy na taki widok? Ja, oniemiałam
Zbliżenie na wodospad i Hochwiese

W rankingu widoków, jakie się z niej roztaczają,
Eppenzillfelsen uplasowało się bardzo wysoko w kategorii najładniejszych miejsc w Jurze Szwabskiej, obok widoku z ławeczki przy
Ruine Hofen w Grabenstetten na dolinę Schlattstall; obok wąwozu
Wolfsschlucht, widoku przez ,,okienko" w najwyższej partii murów zewnętrznych
Hohenneuffen na miasto Neuffen i widoku z płaskowyżu przed ruinami
Reußenstein na zamek i dolinę Neidlinger oraz widoku z dołu na
wodospad UrachPo zrobieniu sesji zdjęciowej mojej skale, wodospadowi i okolicznym wzgórzom, opadłam na ławeczkę, bo jakże jej się oprzeć
Dobrze, że miałam koraliki w tak uroczystym miejscu. Słońce obchodziło właśnie jakieś nieznane mi święto i cała przyroda się wystroiła...
Po raz kolejny przyjrzałam się wodospadowi. Cały płaskowyż Hochwiese nad wodospadem Urach, z chatą (Hütte) wydawał się stąd tak blisko. Gdyby mieć jakąś paralotnię (z instruktorem), linę z klamrą lub coś w tym stylu, zamknęłabym oczy, przełamała strach, byle się tam znaleźć, żeby tylko nie wracać znowu godzinę tą samą drogą. Tu oczywiście nie był nigdzie ani słowem wspomniany na drogowskazie szlak do Uracher Wasserfall (Wodospadu Urach). A pamiętam, że jak byłam na płaskowyżu nad wodospadem, zwróciłam uwagę na tabliczkę wskazującą drogę na Eppenzillfelsen (1 km)
Z tego miejsca droga do wodospadu wydawała się całkowicie niemożliwą do pokonania. Wokół skały, przepaście i wąwóz oddzielający mnie od wodospadu, który z miejsca, w którym stałam, wydawał się absolutnie nie do pokonania
W oddali chyba Bad Urach, do którego jeszcze nie dotarłam, bo za każdym razem zostaję w okolicy dłużej, niż planowałam i potem już nie mam czasu


Ruiny Hochenurach (podobno dzieli mnie od nich 1,5 km, wyczytałam na znaku)
Pomimo braku innych oznaczeń, które krzykliwie informowały jedynie o możliwości dostania się w lewo do Rohrauer Hütte, postanowiłam kierować się brzegiem skarpy (w lewo), w stronę wąwozu. Może mnie zaskoczy i jakimś cudem będzie tam zejście na dół
Gdy tak szłam, po drodze pojawił się znak informujący, że idę w dobrym kierunku i za kilometr powinnam dojść do wodospadu. Znaki umieszczane są w miejscach, w których podjęcie decyzji, co do tego, którędy iść, mamy już za sobą
Tak bliziutko, dach ,,restauracji" jest już wyrażnie widoczny
Nagle, nieoczekiwanie pojawi się ścieżka, którą z radością pobiegnę. Wąwóz tak sprytnie ukryty za skałą, sprawił mi ogromną radość. Z góry wydawał się nadzwyczaj stromy, nie do przebycia, a okazał się całkiem łagodny
To, co podoba mi się niezwykle w Jurze Szwabskiej, to jej zaskakiwalność. Krajobraz potrafi zmienić się tu w trakcie kwadransa marszu, kilkakrotnie. Przed chwilą stałam na szczycie nad przepaścią, potem była leśna ścieżka, teraz ścieżka nad stromizną wzdłuż bloku skalnego. W dole zaś widać dolinę, a do tego wszystkiego słychać szum wodospadu, zaś w górze - widać obecnie zalesione góry.
 |
Obejrzałam się na malownicze schodki, które opuściłam |
W dole już rozpoznaję ścieżkę biegnącą w stronę zamku lub/i parkingu, którą zamierzam wrócić
Potok Brühlbach po przepłynięciu prze płaską Hochwiese, zaraz utworzy wspaniały wodospad Urach. Do parkingu można się dostać przekraczając mostkiem strumień i potem schodząc wzdłuż wodospadu na dół. Ja jednak skręciłam w miejscu widocznych w oddali ludzi w prawo i wróciłam mniej uczęszczaną drogą
W górze widać Eppenzillfelsen. Ech przygodo, jak ja cię kocham
Przede mną rozpoznaję już Hohenurach
Wracałam częściowo na skróty...
…taką prawie nielegalną ścieżką
Jeszcze ławeczka, której dotąd nie zauważyłam
Ostatni rzut oka na dolinę Maisental. Zaraz parking
Zabierz mnie ze sobą.
OdpowiedzUsuń