Hohenurach Burgruine

   W okolicy miasteczka Bad Urach znajdują się ciekawe, urozmaicone krajobrazy. Wybrałam się tam pewnego razu, nie spodziewając aż takiego bogactwa. No i przeliczyłam z siłami, i z czasem, nie starczyło mi  już ich na zwiedzenie miasta. Prawdopodobnie jeszcze tu przyjadę, bo spodobało mi się, a co nieco już wiem, jak wygląda teren, więc będzie mi łatwiej się tu poruszać.

   Na mapie znalazłam dwa parkingi w interesującej mnie lokalizacji, oba przy ulicy Vorderes Maisental (czyli ,,dolinie kukurydzy"). Pierwszy zaraz po prawej stronie, gdy skręcamy w dolinę z drogi 28 – nazywa się on Start Wassefallsteig/Bad Urach (nie zwróciłam uwagi, czy płatny), drugi jest kawałek dalej po lewej stronie i nazywa się Wanderparkplatz Uracher Wasserfälle/ Bad Urach.

  Pierwszy, niezbyt duży parking był zapchany, skierowałam się ku temu w głębi doliny, dużo większemu. Tu też o dziwo nie było nadzwyczajnie dużo miejsc. To jest jakby kompleks parkingowy. Płatny. 5 euro za dzień. Istnieje tylko ta jedna możliwość. Płatne bilonem lub kartą. Karty nie miałam. Miałam dużo gotówki i sporo drobniaków, jednak po przeliczeniu zabrakło mi 20 eurocentów. Miałam papierowe pięć euro, i dziesięć, i dwadzieścia, i pięćdziesiąt, ale co z tego. Potrzebowałam dwudziestu euro centów. Nawet gdyby brakowało mi dziesięciu, cóż z tego. Taki niby banalny problem. Na szczęście jakiś młody mężczyzna w wieku moich synów dał mi tę dwudziestkę.

   Rozejrzałam się. Stałam w dolinie, po obu stronach widać góry. Nad parkingiem można wypatrzyć Hohenurach Burgruine, jeden z celów mojej wyprawy. Dopiero w drodze powrotnej zauważyłam te ruiny, wcześniej ich nie widziałam, bo zaparkowałam blisko góry i zieleń je przesłoniła. Trzeba się nieco oddalić, wtedy je widać.


Na zdjęciu widać ruiny słabiej niż okiem


Stamtąd przyjechaliśmy

Tam za chwilę pójdziemy

A na przeciwko parkingu ogromne pole, obok którego idzie się do wodospadu Güterstein 

     Właściwie najpierw planowałam się udać do wodospadów Urach i Güterstein, a potem poszukać ruin, jednak plan zmodyfikowałam na miejscu, gdyż okazało się, że wodospady są rozmieszczone w różnych miejscach doliny i wszystkiego nie dam rady zwiedzić w przeciągu czasu, jakim dysponowałam. Niby tylko po około dwa kilometry tu i tam, ale dwa kilometry pod górkę przemierza się innym tempem niż w mieście po chodniku.

   Pozytywnie zaskoczyło mnie to, że zdecydowana większość ludzi była bardzo profesjonalnie przygotowana do wędrówki. Wysiadali z samochodów i przebierali się w górskie buty, kurtki, brali plecaki. Widocznie miejscowa ludność wie już, że z Jurą Szwabską nie przelewki, są to już góry. Niskie, ale jednak. 

  Po kilku minutach drogi, przy tym kierunkowskazie, zdecydowałam, że jednak Burgruine Hochenurach bardziej mnie pociągają niż wodospad Urach. Z góry będę mogła więcej zobaczyć. Mam taki zwyczaj, że na początku w nowym miejscu staram się wdrapać jak najwyżej, żeby zobaczyć perspektywę. Wtedy dużo łatwiej orientować się w terenie, który znajduje się poniżej




Ścieżka początkowo wznosi się równolegle do tej, biegnącej nad wodospad, którą wybierają tłumy

Moją podążało zdecydowanie mniej ludzi. Za chwilę będzie ostry zakręt w lewo. Można też pójść w prawo i wtedy ścieżka prawdopodobnie połączy się z z jedną z dróg biegnących spad wodospadu

Mieszkanie w mieście na nizinach powoduje, że przy byle wzniesieniu dostaję zadyszki...

…którą rekompensują takie widoki

,,opakowane" drzewo




cały las ,,opakowanych" drzew



Wkrótce będzie drugi zakręt (w prawo)

Po trzecim zakręcie (w lewo) krajobraz wyraźnie się zmienia. Wchodzimy do małego wąwozu








Gdyby pójść ścieżką w dół, kawałek przed zamkiem, dojdzie się do dworca kolejowego - ,,Bahnhof Ermstein 1,3 km"; co za położenie! prosto z dworca można podejść pod ruiny!

   Przede mną szła bardzo wiekowa para, której za nic nie mogłam dogonić, nie mówiąc już o przegonieniu. Niemcy mają silny ,,imperatyw spaceru", a spaceruje się tu zupełnie inaczej niż u nas - sprężystym krokiem, zamaszyście, tak żeby serce przyspieszyło rytm. Ten spacer odbywa się w tempie, w jakim niektórzy biegają. Gdy ma się za sobą trening całego życia takich codziennych spacerów, kondycja pozostaje długie lata.

     Starsza pani szła pierwsza, pan z kijkami za nią. Gdy się do  ich zbliżyłam, okazało się, że mają nie tylko doskonałą kondycję, ale także wspaniały słuch. Natychmiast usłyszeli moje sapanie za plecami i odwrócili się zdziwieni. Nie podejmowałam więcej prób wyprzedzenia. Przyjrzałam się parze z bliska. Nikomu nie wypadł z kieszeni Personalauweiß, ale mało prawdopodobne żebym koło osiemdziesiątki w ogóle się tu wdrapała, a oni szli bez zadyszki, jednostajnym tempem, konwersując po drodze. Szacunek dla takich dziarskich staruszków  







     Ruiny są, trzeba przyznać, bardzo widowiskowe. Z każdej strony wyglądają inaczej.

     Teraz kilka słów o historii zamku, zanim wejdziemy w jego mury:

   Kompleks zamkowy na Hohenurach sięga XI. wieku. Przez cały czas istnienia aż do 1765 roku żadnemu napastnikowi nie udało się zdobyć twierdzy zbrojnie. W 1264 roku kompleks przejęli hrabiowie Wüttenberg. Dzięki położeniu wysoko ponad rzeką Erms, właściciele mogli kontrolować rozciągającą się poniżej dolinę gospodarczo i militarnie. 

     W następnych stuleciach zamek był kilkakrotnie przebudowywany a od XVI wieku służył jako miejsce przetrzymywania więźniów politycznych. W wyniku dalszego rozwoju broni palnej zamek z czasem utracił swoje znaczenie militarne. 

   Niezbyt kochany zamek został zniszczony przez miejscową ludność za panowania księcia Carla Eugena von Württemberga. Kamienie z niego pochodzące służyły za budulec w Urach. 

    Na tablicy informacyjnej przeczytałam, że Hohenurach pozostają jednymi z największych ruin w południowych Niemczech i nie chciałam dać temu wiary, bo na terenie choćby Jury Szwabskiej znajduje się mnóstwo ruin zamkowych, ale być może te rzeczywiście są jednymi z większych. Ja zawsze biegam w emocjach po ruinach, jakie by nie były, zachwycam się perspektywą. Pomyślałam od razu o Hohenneuffen, a potem przyszło mi do głowy, że zwrot ,,jedne z największych" nie jest zbyt zobowiązujący. 







Zwróćcie uwagę na szczegół nad bramą. To pień drzewa. Musiało rosnąć w tak przeniewygodnej pozycji jakieś kilkadziesiąt lat, zanim je ścięto








Widok na zamkową studnię

      Odwiedziłam ruiny 1. maja 2021. Święto ludzi pracy wypadało w tym roku w sobotę. W Niemczech jest taki zwyczaj, że tego dnia się wędruje. Dlatego mimo zapowiadanego deszczu, który miał padać cały dzień, na szlakach było pełno turystów. Gdy dotarłam do ruin, oderwana od codzienności, nagle otrzymałam wiadomość z pracy. Jedyne, co pozostaje w takich momentach - to pomachać pracodawcy (sorry, mam teraz wolne); całkiem spora satysfakcja




Zamek Hochenurach króluje nad miastem Bad Urach 

Ruiny przedstawiają się bardzo malowniczo








Trochę trudno przeprowadzać mi selekcję zdjęć, bo na terenie ruin jest po prostu ładnie. Do tego są bardzo fotogeniczne. Ciekawie rozwiązano różnicę poziomów, przez co teren jest bogaty we wzniesienia, przejścia, kameralne zaułki













Ruiny są naprawdę przytulne. Gdy tylko zbliżałam się do ,,okna" lub odsłoniętego miejsca lodowaty wiatr uzmysławiał mi, że takie mury, nawet nie ogrzewane, są zabezpieczeniem przed złymi warunkami pogodowymi

Teraz jestem bezpośrednio nad parkingiem. Na wprost widać ścieżkę prowadzącą do wodospadu Günterstein (tak mi się wydaje, jeszcze nią nie szłam)



Nieprawdaż, że romantyczne?



Tak więc narobiłam mnóstwo zdjęć i chyba większość z nich tu umieściłam, bo nie mogłam się zdecydować, które wybrać. Prawie wszystkie są ładne


Schodki prowadzą do jakiegoś chyba lochu, brr



Że też każdy zamek musi mieć swoje choćby małe kazamaty


Jeszcze raz studnia, zachowana w oryginale

Tu były pewnie blanki

Teraz widok na Bad Urach, wydaje mi się, że widać rynek i kolegiatę (jeszcze tam  nie byłam, ale wnioskuję z opisu, który czytałam)



Zamek musiał mieć lekko ozdobną architekturę, co widać na zachowanych fragmentach framug okiennych, studni i niektórych murowanych elementach 

To chyba najbardziej widowiskowy i rozpoznawalny element ruin

   Miałam już dawno wracać, jeżeli chciałam jeszcze tego popołudnia zobaczyć wodospad, a tymczasem zabawiłam tu naprawdę długo. Jakoś nie chciało mi się rozstawać z pięknymi ruinami







Kasztanowiec wita wiosnę

Cześć drogie ruinki, lecę dalej




I pognałam nad wodospad Urach - Wasserfall Urach



To chyba słupek do przywiązywania koni









Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Konstancińskie wille, pensjonaty i zakłady lecznicze

Stroblalm

Koblencja (Koblenz)