Fridolfing

      Fridolfing to około pięciotysięczna wieś w regonie południowo-wschodniej Bawarii w powiecie Traunstein, niedaleko granicy austriackiej. Oczywiście taka niemiecka wieś, należy się dopowiedzenie. Przejeżdżałam tędy często i zatrzymywałam się na pyszne lody przy rynku, olbrzymie porcje, a nie będąc smakoszką lodów, te pochłaniałam z porcją bitej śmietany (dwie pacyny + bita śmietana, 3,60 euro - to w przeliczeniu na złotówki majątek). 

     Bywałam tu (zawodowo i turystycznie) latem i jesienią 2021. Miejscowi mieszkańcy są z krwi rolnikami i chociaż połowa z nich, takie miałam wrażenie, to nauczyciele, lekarze i właściciele restauracji, a druga połowa, to w jakiś sposób pracujący dla nich, to absolutnie wszyscy są żywo zainteresowani przyrodą, której obserwacja stanowi hobby niemal każdego z nich. I od tutejszych mieszkańców dowiedziałam się, że podobno geograficzna jesień zaczęła się 2-go września, a nie 22-go. Oczywiście z taka wiedzą nie da się dyskutować.

     Fridolfing zaczęłam poznawać od nawiedzenia tutejszego kościoła, w poszukiwaniu mszy. Chociaż w okolicy jest pełno zachwycających kościołów, do tego katolickich, to trudno jest trafić na mszę, ponieważ one odbywają się w jakimś systemie rotacyjnym, którego nadal nie rozpracowałam, a do tego msza nie zawsze nazywa się mszą, ale pod nazwą, która czasem oznacza także mszę, kryją się innym razem wyłącznie czytania biblijne. Tak więc miejscowi zdobywają wiedzę na temat tego, o której godzinie odbędzie się danej niedzieli w danym kościele msza, lub nabożeństwo mszypodobne, w którym zdarzało mi się z braku innych możliwości uczestniczyć, o czym za chwilę.

     Rozsiane po wsiach kościoły robią tu zawsze wrażenie, bo wyróżniają się strzelistością wykraczającą poza pozostałe budynki i drzewa, tak że  już z daleka można poznać miejscowość po wieży kościoła. Nie inaczej było w przypadku Fridolfingu (zdjęcie poniżej zrobione przez szybę samochodu).

     Fridolfing jest wymieniony po raz pierwszy w dokumencie króla Henryka IV z 1077 roku, a jedna z jego dzielnic wspomniana już pod koniec VIII wieku. Parafia we Fridolfingu istnieje od XI wieku. Stary kościół parafialny pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryii Panny (Marie Himmelfahrt - dosłownie, to brzmi jak ,,Maryi wjazd do nieba") był konsekrowany w 1459 przez biskupa Ulricha von Chiemsee i stał do 1892., kiedy to wybudowano w latach 1891-1893 w stylu neoromańskim.

    Kościół Wniebowzięcia MNP (Pfarrkirche Mariä Himmelfahrt) jest uważany za największy kościół wiejski w Niemczech, dlatego znany jest również jako ,,katedra doliny Salzach". Do budowy zużyto 1,25 miliona cegieł, na potrzeby powstającego kościoła uruchomiono cegielnię. Kościół na planie krzyża ma 64 m długości i 21 m szerokości. Wysokość wieży wynosi 65 m. Budowla zorientowana jest w kierunku północno-wschodnim.

     Przy budowie fridolfingskiej świątyni pracowało dwóch mistrzów murarskich pochodzących z położonej w północno-wschodnich Włoszech Friuli, Lorenzo Vacchiani i Cöletino Toniutti. Gdy trzęsienie ziemi we Friuli w 1976 roku pochłonęło 1000 ofiar, wśród społecznosci Fridolfinga pojawiła się spontanicznie chęć pomocy zaprzyjaźnionemu miastu. Zebrano między innymi materiały budowlane w celu odbudowy zniszczonego przez trzęsienie ziemi kościoła Sedilis w gminie Tarcento

(wiadomości czerpałam z Wikipedii,

 https://de.wikipedia.org/wiki/Mari%C3%A4_Himmelfahrt_(Fridolfing) [dostęp. 18.09.2021])


     Kościół widoczny jest zewsząd i bardzo lubię go fotografować, gdy nagle wyłoni się zza jakiegoś rogu


      Skądkolwiek się zbliżamy do wsi, można się kierować prosto do jej centrum, wyznaczonego przez kościelną wieżę



     Wnętrze jest jasne i przestronne, zupełnie nie wiem dlaczego nie wychodzą zdjęcia. Może z powodu rozproszonego światła. Gołym okiem widać wszystko bardzo wyraźnie, a na zdjęciach bardzo niewyraźnie. Kilkakrotnie je robiłam i zawsze to samo.

     Próba zrobienia ujęcia całego wnętrza kościoła zawsze kończy się niepowodzeniem, natomiast zbliżenia wychodzą wyraźnie. Opiszę więc wnętrze świątyni we fragmentach

     Kościół jest trzynawowy, na górze ma empory, do których nie udało mi się na razie dostać, ogół wiernych nie może tam wchodzić

     Przed obrazem Matki Bożej zawsze palą się świeczki, wielu ludzi otacza go kultem. Święci po bokach, to według mnie św. Franciszek i św. Antoni (to ten z Dzieciątkiem Jezus), ale nie jestem pewna. Któregoś razu zgłębiłam temat i dowiedziałam się, że jest to kopia obrazu Matki Bożej Śnieżnej z rzymskiej bazyliki Maria Maggiore. Został podarowany w 1649 roku i znajdował się już w starym kościele. 

     A oto cała historia kultu tego obrazu (wiadomości przepisałam żywcem z Wikipedii (https://pl.wikipedia.org/wiki/Matka_Boska_%C5%9Anie%C5%BCna, dostęp 19.09.2021):

     Wizerunek Matki Boskiej Śnieżnej znajduje się w rzymskiej Bazylice Matki Bożej Większej (Santa Maria Maggiore), pierwszej w Europie i największej rzymskiej świątyni pod wezwaniem Matki Bożej.

     Ten najczęściej kopiowany i najpopularniejszy wizerunek Najświętszej Panny Maryi pochodzi z XII wieku. Bizantyjski w stylu obraz zdobią greckie litery. Obraz, otoczony kultem jako cudowny, zdobią papieskie korony.

     Skąd wzięła się nazwa nawiązująca do śniegu? Otóż zgodnie z przekazami w upalne lato 5 sierpnia 352 roku na rzymskie wzgórze Eskwilin spadł śnieg. Wydarzenie to miały uprzedzić objawienia, w których Najświętsza Maryja ukazała się patrycjuszowi Janowi, wieszcząc mu, że zostanie ojcem długo oczekiwanego potomka, a w zamian za to ma ufundować świątynię w miejscu, które mu wskaże. Maryja objawiła się również papieżowi Liberiuszowi, uprzedzając prośbę Jana o zgodę na wybudowanie kościoła. Znakiem miejsca, w którym ma zostać wzniesiona budowla, miał być śnieg.      Dla upamiętnienia tego wydarzenia nadano świątyni wezwanie Matki Bożej Śnieżnej.

    Papież Sykstus III (I. poł. V w.) rozbudował świątynię jako wotum upamiętniające ogłoszenie przez sobór w Efezie dogmatu Theotokos (O Bożym Macierzyństwie Maryi). Wtedy też zmieniono wezwanie bazyliki na Santa Maria Maggiore - Matki Bożej Większej, jako jednej z czterech bazylik większych Rzymu. 
     Papież Paweł V (pocz. XVII w.) wybudował w bazylice, naprzeciwko kaplicy Sykstusa V, wyłozoną marmurami kaplicę (kaplica Borghese), w której na wykładanej agatami, ametystami i lapisem lazuli ołtarzu umieszczono wizerunek Matki Boskiej Śnieżnej.

     Początkowo kult Matki Boskiej Śnieżnej miał charakter lokalny, od XIV wieku objął inne świątynie Rzymu, a za sprawą Piusa V od 1568 roku upowszechniony został na cały Kosciół i przetrwał do czasów nam współczesnych, mimo że sprawujący w połowie XVIII. wieku pontyfikat Benedykt XIV chciał znieść wspomnienie. 
    Szczególnie czci się wizerunek w Rzymie, gdzie nosi on wezwanie Salus Populi Romani (Ocalenie Ludu Rzymskiego) i gdzie był obnoszony w procesjach w czasie klęsk. Rzymianie przypisują cudownemu wizerunkowi zażegnywanie niebezpieczeństw. 
     Na całym świecie istnieją w setkach świątyń poświęconych Matce Boskiej Śnieżnej kopie obrazu lub figury, z których wiele jest koronowanych. W Polsce kilkadziesiąt sanktuariów nosi to wezwanie. Znane jest barokowe sanktuarium na Górze Iglicznej w Masywie Śnieżnika. 

     Kopia obrazu jest jednym z symboli Światowych dni Młodzieży. 

    Matka Boska Śnieżna jest patronką kobiet oczekujących poczęcia, ludzi dotkniętych chorobami oczu, sportowców i turystów. 

     Kościół katolicki obchodzi święto Matki Boskiej Śnieżnej 5 sierpnia, czcząc rocznicę znaku jakim był śnieg na Wzgórzu Eskwilińskim. W kaplicy bazyliki w czasie obchodów dorocznie z kopuły zrzucane są białe płatki róż przypominające śnieg i symbolizujące wyproszone łaski. Warunkiem uzyskania odpustu zupełnego w roku świętym jest pielgrzymka do wszystkich czterech bazylik większych znajdujących się w Rzymie, tj. do Bazyliki Matki Bożej Większej, Bazyliki Laterańskiej, Bazyliki św. Piotra na Watykanie, Bazyliki św. Pawła za Murami.

 

     Ciekawy konfesjonał, wbudowany w ścianę. Słyszałam z plotek, bo na niemieckiej wsi również plotkuje się na potęgę, że tutejsi księża niechętnie spowiadają, a tutejsi wierni niechętnie chodzą do indywidualnej spowiedzi, preferując po protestancku, mimo, że to kościół katolicki, spowiedź powszechną lub wprost przed Bogiem. tak więc ciekawie wyglądający konfesjonał stoi niemal nie używany.



     Na ambonie (moim ulubionym elemencie wystroju dawnych kościołów) znajdują się postaci czterech proroków Starego Testamentu - Izajasza, Jeremiasza, Ezechiela, Daniela

 Ambonka jest cudna, sami widzicie. Na całe szczęście ksiądz nie wygłasza już z niej kazań, bo w kilku uczestniczyłam i robi to tak ekspresyjnie, że gdyby stał jeszcze na ambonie, byłoby to nie do zniesienia

     W środku Maryja z Dzieciątkiem, po naszej prawej św. Barbara z kielichem, po lewej św. Małgorzata z krzyżem


  Na drugim piętrze chóru mieszczą się organy. Instrument został zbudowany w 1893 roku przez Franza Borgiasa Maerza. W 2005 roku firma organmistrzowska Linder z Nussdorf am Inn odrestaurowała je.

Organy grają wspaniale, jak czasem organista zagra Bacha, to szkoda wychodzić, a tu ,,nie wypada" zostawać w kościele po mszy, bo trzeba się przecież ze wszystkimi przywitać i świątynia pustoszeje ledwo ksiądz zniknie w zakrystii

Piękna empora. Podobno za tymi drzwiami znajduje się kaplica św. Anny, jednak tam także nie byłam, drzwi są zamknięte, a nie mam odwagi się szarogęsić i tam zaglądać

      Ołtarz przedstawia Wniebowzięcie Maryi. Matkę Boską otaczają obłoki z aniołami stróżami i trzema archaniołami: Rafałem, Michałem i Gabrielem. W podstawie ołtarza (predelii) znajdują się dwie płaskorzeźby przedstawiające cud rozmnożenia chleba  i wesele w Kanie


Wyjdźmy już z kościoła, żeby pospacerować po przylegającym, bardzo zadbanym, jak wszystkie niemieckie, cmentarzu


     Długo nurtowało mnie, jak to  możliwe, że wszystkie przykościelne groby, jak i same bawarskie świątynie są w tak idealnym stanie. Pewni mieszkający tu od lat Polacy uświadomili mnie, że w Niemczech płaci się ,,podatek kościelny". Kto deklaruje się jako wierzący, musi odprowadzać pewną, całkiem sporą kwotę na rzecz kościoła, do którego należy. Są wiec środki na pielęgnację terenu, wszelkie remonty , itp.. Odwrotną stroną medalu jest to, że w związku z ,,opłatami" wiele osób, szczególnie młodych, ,,wypisuje się z Kościoła".  

Z jednej strony można sfotografować kościół Wniebowzięcia NMP w całej okazałości


     Przy ścianie pod arkadami znajdują się grobowce co znamienitszych miejscowych rodzin, np. lekarzy. Te, często mają płyty nagrobne w przeciwieństwie do większości niemieckich grobów, które zawierają tylko nagrobki, a zamiast przyjętej u nas płyty, są w całości ziemne, płaskie, pokryte roślinnością, gruntowymi kwiatami.

To pomnik Stephana Glonnera, księdza z początku XIX wieku, który napisał jakąś kronikę, ale nie wiem dokładnie o co chodzi. Stoi na terenie przykościelnym

Z kościoła wychodzi się wprost na zabudowania dawnego gospodarstwa rolniczego

Zaraz obok jest rynek, a to główna boczna uliczka przechodząca obok kościoła i przecinająca fridolfingski rynek

W centrum rynku fontanna z figurą świętego Ruperta


Pokręcimy się teraz wokół rynku. Po prawej potężny budynek Ratusza (wcześniej mieścił się tu zdaje się dom parafialny)


Budynek Sparkasse

 Wejścia do banku strzegą kamienie w czapeczkach

W tym budynku mieści się punkt informacji turystycznej

Raz do roku odbywa się na rynku koncert miejscowej orkiestry dętej

     Jest to sposobność do spotkań na rynku i miejscowa społeczność przybywa tłumnie, a niektórzy zostają nawet do końca. Ja uciekłam po trzech ,,przebojach" bawarskiej muzyki. Wszystkie na jedno kopyto, albo mam niewyrobiony słuch


Kompleks restauracyjno-kawiarniano-cukierniczy


To urocze miejsce znajduje się obok ratusza 


Papiernik ,,U Matyldy"

Przy rynku sprzedają przepyszne lody. Można poprosić z bitą śmietaną, mniam


Często przejeżdżające maszyny rolnicze przypominają, że to jednak wieś

To budynek dworca. Pociąg zatrzymuje się właściwie w Götzing, ale stąd do Fridolfinga jest kawałek (ok 4 km do centrum wsi) i nawet Google pokazuje, że to dworzec fridolfingski


Peron 3, z którego można pojechać do austriackiego Salzburga (około 30 minut), lub do Monachium (z przesiadką w Mühldorf  (przebycie całej trasy zajmuje ok. 2 godziny)

Dekoracje w niemieckim stylu upiększające dworzec. Tutaj rzeźba butelkowa

A tu ozdobny motyl. Kto wpada na takie pomysły, żeby nawet wejście do poczekalni upiększyć, nie wiem
     Niedaleko dworca pasą się bardzo oswojone konie. Myślę, że ktoś często odjeżdżający z dworca, musi im przynosić jakieś końskie łakocie, bo na widok człowieka pędzą do ogrodzenia. Podejrzewam, że chodzi nie tylko o pieszczotki

     Przespacerujmy się teraz po okolicy, np. nad fridolfingskie jeziorko, potocznie nazywane Backersee - ,,jeziorko po koparce". Powstało w sposób sztuczny, gdy wybrano piasek potrzebny do budowy drogi, a dół wypełniła woda gruntowa








Pływałam w nim kilka razy. Woda jest zimna. W upalne dni zupełnie to nie przeszkadza, idealnie schładza






To zdjęcie zrobione jednego z upalnych dni końca lata 2021
     Na rowerze można podjechać stąd do wypływającej z Alp rzeki Salzach, która stanowi naturalną granicę z Austrią



Po opadach rzeka znacznie przybiera i, co naturalne, zmienia kolor

Wzdłuż rzeki Salzach można jechać około 60 km trasą rowerową prowadzącą z niemieckiego Burghausen przez Tittmoning, Laufen do austriackiego Salzburga


     Niemal na każdym skrzyżowaniu dróg we Fridolfingu i całej okolicy (ten rejon nazywa się nazywa Rupertwinkiel) można spotkać krzyże, kapliczki i (jeszcze nie udało mi się zobaczyć) tablice pogrzebowe. Dla mnie, która uwielbiam sakralną twórczość ludową oraz, jeszcze bardziej, jej Adresata, jest to miód na serce, balsam dla oczu


Z Fridolfingu można podejść do rzeki w różnych miejscach. Brzeg jest stromy. Na 40. kilometrze (nie wiem odkąd liczonym) znajduje się miejsce, w którym można wsiąść do łodzi albo jakiejś innej jednostki pływającej, np. swojego kajaku czy pontonu

Gdy szukałam pewnego razu tego czterdziestego kilometra, żeby zejść nad samą rzekę, spotkałam żabę, bardzo sympatyczna, chociaż niezbyt rozmowna






Wreszcie dotarłam do owego pożądanego czterdziestego kilometra




Tutaj woda jest dosyć przejrzysta

     A teraz opiszę moje ,,przygody" kukurydziane. Otóż cała tutejsza bawarska okolica (myślę o terenach zwanych Rupertwinkel) obsiana jest kukurydzą. Kukurydza rośnie wszędzie. Większość pól, a jest ich ogromna ilość, to pola kukurydziane. Czasem wzdłuż pól sadzi się dla ozdoby, co wygląda niezwykle malowniczo, słoneczniki. Kukurydza (nie wiem, czy to jej naturalny wzrost, czy jest modyfikowana genetycznie) osiąga sporo ponad dwa metry, więc przerasta każdego i często zakrywa widok. 
      Jest to dosyć oryginalna monokultura. Miejscowi rolnicy bardzo narzekają, że kukurydza niszczy bioróżnorodność, że bardzo negatywnie wpływa na zwierzostan, jednak duże dopłaty wielu kuszą. Z czegoś trzeba żyć. nie zapominajmy, że tu są niemal same wsie, rolnicy nie chcą zmieniać zajęcia i jeździć do miast do pracy. Zresztą w mieście pracy też nie ma dla każdego. Rolnicy chcą pozostać rolnikami, ale nie w samych skarpetkach. Nie ma się co dziwić. Ja na razie dziwuję się kukurydzianym polom i wyglądam ufoludków, ale na razie sprytnie się ukrywają





Kukurydza ma takie odkryte korzenie. Dla mnie, mieszczucha są to dziwy

Kukurydzę ścina się w październiku


     Prawdopodobnie przejawiam infantylność fotografując się na tle słoneczników, ale kto mnie tu widzi. Gdy przyjedzie się z dwumilionowej metropolii do kilkutysięcznej wsi, wszystko wydaje się ciekawe. Tu zdałam sobie sprawę, jak wielu podstawowych rzeczy się nie wie mieszkając w mieście. Raz wpadłam w osłupienie widząc kwiat karczocha, nie mówiąc już o braku elementarnej wiedzy na temat tego co jedzą kaczki, czym żywią się motyle albo jeże. Tutaj przy stole bauerzy rozmawiają o żabach, salamandrach, jaskółkach, rybach, motylach, komarach, wszelkich roślinach a nawet kamieniach czy wodzie. Opowiadają z takim zajęciem, że rozmowy wciągają mnie niczym film przyrodniczy. Wszystko wiedzą o życiu poszczególnych ptaków, kur, kun, małych gryzoni, lilii wodnych, dyń, jabłoni, ziół, nie mówiąc już o kukurydzy.

     Podczas jednego ze spacerów nawiedziłam drugi z fridolfingskich kościołów - St. Johann-Kirche (kościół św. Jana). 

     Do kościoła, którego strzelistą wieżę  widać z daleka, można się dostać od strony rynku, wystarczy tylko przejść przez główną ulicę i kierować się intuicyjnie w stronę wieży albo tak jak ja, podejść kawałek główną ulicą Hadrianstrasse w kierunku Waginger See i skręcić w pierwszą ulicę w lewo

     Oczywiście wszędzie po drodze zobaczymy pola kukurydzy, która albo rośnie na nieurodzajnych glebach albo czyni gleby nieurodzajnymi, bo gdzie nie spojrzę, ziemia na której uprawiana jest kukurydza, sprawia wrażenie marnej, podczas gdy ta porośnięta gdzieniegdzie łąkami, sprawia wrażenie urodzajnej, więc wydaje mi się, że to jednak kukurydza ją wyjaławia

W oddali wieża kościoła Wniebowzięcia NMP przy rynku

Z niektórych miejsc widać na raz wieże obu kościołów - po lewej Wniebowzięcia NMP, a po prawej (zdjęcie poniżej) św. Jana

Warto się przyjrzeć w małej niemieckiej wsi ciągną się kanały odwodniająco/nawadniające wzdłuż ulicy

     W pobliżu kościoła św. Jana stoi pięknie oszalowany budynek. Spotykam czasem w okolicy podobne, zazwyczaj drewniane deseczki pokrywają jedną lub dwie ściany. Wygląda to przepięknie. Jeden z takich domów sfotografowałam w Taching, także w pobliżu tamtejszego kościoła, św. Piotra

St. Johann Kirche

     Kościół został zbudowany z bloków tufu i od czasów budowy (to już 500 lat) architektura pozostała niezmieniona. Jest też otoczony nadal starym murem cmentarnym

     Kościół tzw. boczny p.w. św. Jana został zbudowany w stylu późnogotyckim . 
Z pierwotnego wyposażenia (ołtarz skrzydłowy) pochodzą cztery obrazy skrzydłowe, predella (to chyba takie podwyższenie na ołtarzu) i figury. Rzeźby Jana Ewangelisty i Jana Chrzciciela, św. Jerzego i św. Floriana są datowane na 1490 rok. 
      
Dawne mocowanie kościelnej skarbony. Kiedyś pieniądze były dosłownie na wagę złota (albo srebra)

     ,,Kościół św. Jana znajduje się w najwyższym punkcie Fridolfinga. Chrześcijanie gromadzą się tu na modlitwę od ponad 1000 lat, a przez ponad 2000 lat przed nadejściem chrześcijaństwa, ludzie wyrażali swoje podziękowania i modlitwy do Boga. Świadczą o tym rzymskie kamienie znajdujące się w kościele i poza nim. Mówimy o czasach germańskich i celtyckich. Ludzie często prosili tu o radę w ważnych decyzjach.  
     ,,Święty Jan na Górze", tak nazwał ksiądz Veichtner, stojący tu od ponad 500. lat kościół. Góry są nie tyko obiektem przyciągającym wzrok na horyzoncie tego przedalpejskiego krajobrazu, ale także wielkich wydarzeń biblijnych: Góry Synaj i Syjon, Tabor i Golgota, góra Kazania na Górze i Kuszenia, Góra Oliwna i Góra Morja, o której Mojżesz powiedział: na górze ukazał się Pan" - tak mniej więcej jest napisane w broszurce o kościołach parafialnych Fridolfinga.



Rzymski kamień ofiarny. szkoda, że nic więcej o nim nie piszą w przewodniku

Renesansowy ołtarz główny z 1618 roku pochodzi z Petting. Do Fridolfingu został przeniesiony w 1695. Z tego okresu pochodzi też krzesło do kazań autorstwa Hansa Fr. Hollera z Tittmoning

Mechanizm dawnego zegara, w kubłach znajduje się wahadło

Św. Jerzy z 1490 r. !

Obrazy są dowodem późnogotyckiego malarstwa panelowego w Rupertwinkel (czyli obszarze działalności św. Ruperta). Rzeźby mają stopy mocno skierowane na zewnątrz, co pomaga ustalić datowanie. tak rzeźbiono w latach 1480/90. Atrybuty św. Floriana - włócznię wiadro i płonący dom dodano później. Obie drewniane niemalowane figury (tutaj widać tylko św. Floriana, po prawej) przedstawiają świętych jako rycerzy. 


Po lewej prawdopodobnie św. Florian
 


     Na obrazie ołtarzowym mamy przedstawionych dwóch świętych Janów. Na szarfie Jana Ewangelisty jest napisane: ,,Spojrzałem, a oto baranek stał na górze". Na szarfie Jana Chrzciciela napisane jest: ,,Zobacz Baranka Bożego, który gładzi grzechy świata". Nad brzegiem Jordanu, w głębi, stoi Jezus. Szarfy tworzą strzałę i wskazują na baranka z siedmioma pieczęciami. 
    Tak jak ten najwyższy punkt wioski był od tysięcy lat miejscem kultu, tak smukła gotycka wieża chce kierować nasze spojrzenia do  nieba. Dwaj patroni tego kościoła odsyłają nas do Jezusa, centrum. 
  Jan Chrzciciel głosił Jezusa jako pierwszy i świadczył o Nim przez swoje pokutne życie i męczeństwo. Ale jego pytanie pozostaje otwarte: ,,czy Ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać? Czyż najwięksi w Królestwie Niebiskim mieli umrzeć w tej niepewności?  
   Jan Ewangelista jest ostatnim, który podąża za Jezusem, już po dacie jego śmierci. Nosi tytuł ulubionego ucznia. Umiera, gdy we wspólnotach są już widoczne oznaki sporu o Jezusa, Syna Bożego lub po prostu szczególną osobę. Jan ogłasza Jezusa jako ,,baranka na górze" pod koniec dni, siedzącego na księdze z siedmioma pieczęciami. Wtedy pieczęcie zostaną otwarte, sprawiedliwość i prawda staną się widoczne na tym świecie, a Jezus objawi się jako władca kosmosu. Ten ołtarz stara się odpowiedzieć na pytanie o osobę Jezusa: gładzi grzechy przeszłości i dopełnia przyszłości świata, gdy objawia się w chwale. Dwie chorągwie wskazują na tajemnicze tabernakulum z Jezusem. Dla niektórych osób Jego obecność jest ukryta, ponieważ Kościół niesie ze sobą także wszelkie cierpienia i  niepewność ludzi, wciąż zadających Mu pytanie Jana Chrzciciela, ,,czy Ty jesteś tym, który przyszedł, czy innego mamy oczekiwać?" Ale Kościół zachęca także do wiary w Pana Kościoła i całego świata. Kościół ten jest reprezentowany przez dwóch apostołów, Piotra i Pawła nad ołtarzem oraz przez Maryję (cała trójka umieszczona nad obrazem), człowieka wolnego od grzechu i uwielbionego. Wywyższoną, w chwale Chrystusa, otoczoną aniołami.
    Dwie figury po bokach ołtarzowego obrazu przedstawiają Ruperta z solniczką i Wergiliusza z modelem salzburskiej katedry, którą założył. Oboje są blisko nas i wydają się iść w naszym kierunku.
     Miejsce na którym stoi ten kościół, jego gotycka architektura skierowana ku górze, Maryja i patroni wraz z apostołami i misjonarzami tego obszaru, mają dla nas to samo przesłanie: zachować i przekazywać wiarę w Boga, i pracować w Chrystusie [powyższe informacje w luźnym tłumaczeniu, zaczerpnęłam również z kościelnego folderu pt.   Die Kirchen der Pfarrei Fridolfing, b. w. ].


Kosz ambony  został wykonany z pięciu desek drzewa orzechowego barwionego na ciemno, zdobione graniastosłupowymi prostopadłościanami (:)) i rozetami. Stolarz który wykonywał ambonkę nazywał się Hans Friedrich Holler i pochodził z Tittmonning


     Cały wystrój tego kościoła i atmosfera w nim panująca są wyczuwalnie inne niż wszędzie. Tutaj czas płynie jakimś klasztornym rytmem wieczności. Dla mnie jest wielkim darem możność przychodzenia tu czasem w tygodniu. Zazwyczaj takie zabytkowe kościoły z całą ich atmosferą, przesiąknięte wielowiekowymi modlitwami są zamknięte. A ,,u Janów" można posiedzieć sam na sam z Chrystusem jak w jakiejś boskiej, ekskluzywnej kawiarni duchowej


 





Wdrapałam się na chór. Hmm, korniki też tu zaglądają...





     Teraz zrobię przeskok tematyczny. Nie taki duży, cielak to przecież stworzenie Boże. Otóż, gdy szłam z kościoła na spacer, zobaczyłam jedno z licznych małych gospodarstw, z zagrodą dla cielaków. Zwierzęta są tu trzymane w dobrych sanitarnie warunkach, a często można to nazwać ogólnie dobrymi warunkami, niemniej jednak część cielaków zostaje zabitych na cielęcinę. Krowy mają z natury bardzo silny instynkt ucieczki. Ten sfotografowany mały spryciarz zorientował się co trzeba zrobić, żeby otworzyć furtkę i podczas gdy pozostałe cielaki bezmyślnie się objadały, on próbował językiem wyciągnąć kołek, żeby otworzyć furtkę i zwiać. Jest to jedna ze scen, których się nie zapomina...      Bardzo mu kibicowałam, jednak nie przyłożyłam ręki do tej ucieczki. 
     Biedak, cokolwiek zrobi i tak skończy się to dla niego tragiczne. Gdyby udało mu się odblokować zamknięcie, wszyscy bauerzy z okolicznych wiosek polowaliby na małego uciekiniera. A w przypadku gdy ucieczka się nie uda, zostanie w najlepszym razie humanitarnie pozbawiony życia. I nie ma żadnej możliwości, żeby mu pomóc. Przecież nie wezmę go do mieszkania...

     Teraz powędrujemy na ,,farmę" lilii wodnych. Lilie są pod ochroną podobno w Niemczech także, ale takie hodowane na sprzedaż właściciel może ,,zrywać".
Między ulicą Hadrianstrasse a Achenstrasse, na polach znajdują się płytkie akweny porośnięte tymi pięknymi wodnymi kwiatami. W każdym akwenie rośnie inny gatunek lub lilie są w innym kolorze.

     Nigdy nie byłam w takim... ,,nadmiarowym" miejscu. Myślałam, że się posikam z zachwytu. Czasem tu przychodzę już obyta z ich urodą, jakby na nią znieczulona, ale pierwszy raz miałam poczucie niemożności zaabsorbowania takiej ilości piękna.





























Te rosnące w okolicy przeobficie kwiaty dostarczają mi niemałej rozrywki, gdy po przekwitnięciu zachęcają do dotykania ich ,,owoców", które strzelają wtedy nasionami na pół metra





     Fridolfing to miasto i gmina, które należy do pogórza alpejskiego o czym można się przekonać jeżdżąc po tutejszych serpentyniastych, wznoszących się i opadających drogach, przyglądając się wartko płynącym i szybko przybierającym rzekom, strumieniom i kanałom, wyglądającym gdzieniegdzie z podłoża skałom, a przede wszystkim z powodu widoków, od których można osłupieć, gdy nagle zza jakiejś górki wynurza się w oddali potężny masyw górski Osterhorn Gruppe, Tennengebirge, Lattengebirge albo szczyt Salzburger Hochthron czy Berchtesgadener Hochthron, które mają w sobie coś z połączenia Giewontu z Małym Giewontem.

     Alpejskie masywy można podziwiać z samochodu i z wielu okolicznych punktów widokowych. Często są one zlokalizowane przy klasztorach i koniecznie musi się tam znajdować jakiś gościniec, zajazd, jakaś restauracja, knajpa albo kawiarnia. Wymienię kilka takich punktów i zaproszę was tam: Maria Eck, Höckwörth, Stobl Alm (pozostałe opiszę jak znajdę czas)

     Poniżej zaprezentuję fridolfingskie pole golfowe


     Ono jest gigantyczne, położone na wzgórzach po obu stronach drogi. Należy do klubu golfowego. Właściwie to należy już chyba do sąsiedniej wsi Anthal, ale odległości między wsiami są tu znikome, w sposób płynny jedna wieś przechodzi w drugą i czasem trudno się zorientować

     A teraz jeszcze pokażę moją świątynię dumania i wyniesiemy się z Fridolfinga. 
Gdy w nim przebywam, lubię przejść się na spacer ulicą Achenstraße wzdłuż kukurydzianych pól do mostka, który przecina potok. Leżą tam zwalone pnie, które mogą służyć i mnie służą za ławki. Strumyk płynie bardzo wartko i śpiewa swoją kojąca pieśń, słońce przygrzewa, a mostek daje poczucie bezpieczeństwa. Chociaż nie jest najwygodniej, mogę tu siedzieć i siedzieć, czasem czytam, czasem słucham oprócz rzeki Mozarta...








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konstancińskie wille, pensjonaty i zakłady lecznicze

Stroblalm

Koblencja (Koblenz)