Tettenhausen jest kojarzone głównie z mostem, który umożliwia przejechanie w najwęższym miejscu łączącym Waginger See z Tachinger See w południowo-zachodniej Bawarii. Znajduje się tu również (tu, czyli przy moście) tłumnie oblegana restauracja Zum Boatwirt serwująca bawarskie dania (mnie najbardziej smakuje sałatka ziemniaczana z coca-colą).
Most jest dla lokalnej społeczności bardzo ważny. Szczególnie w weekendy przyjeżdża tu mnóstwo ludzi, samochodami, motorami lub na rowerach, specjalnie po to, żeby stanąć na moście, sprawdzić poziom wody, poobserwować skaczących nielegalnie z mostu do wody (tak, tak, Niemcy również robią czasami rzeczy zabronione), pływających na najprzeróżniejszych deskach, w łodziach, wpław.
Na przełomie sierpnia i września 2021 przez niemal dwa tygodnie lał deszcz. Z małymi przerwami podnosił systematycznie poziom wody w okolicznych spływających z Alp rzekach i zasilanych przez nie jeziorach. Woda zagrażała nawet naszej restauracji (piszę naszej, bo często się tu stołowałam).
Wielu ludzi przychodziło wówczas popatrzeć na most, pokiwać głowami. W drugi dzień ładnej pogody były już tu tłumy.
Tu widać, jak woda podmywa restaurację i wdziera się na kładkę. Wokół restauracji znajduje się kilka studzienek, ale były przepełnione i nie przyjmowały więcej wody. Opadała przez trzy dni po ustaniu opadów do względnie normalnego poziomu. Trawa wokół kąpieliska była jeszcze przez wiele dni mokra, a grunt miękki tak, że nie dało się leżeć na ręczniku, bo od razu by przemiękł.
Ludzie przepływający na deskach pod mostem musieli siadać albo klękać, żeby nie uderzyć głową
Tu wyraźnie widać zatopione schodki
Z oddali restauracja wygląda jakby pływała po jeziorze
Święty Krzysztof, patron m.in. rybaków, przewoźników, żeglarzy, flisaków, marynarzy, turystów i kierowców, którzy na moście muszą zwolnić, stoi niczym wartownik na tle jeziora i Alp. Gołym okiem robi to niesamowite wrażenie
Zeszłam po schodkach nad samą wodę, żeby zobaczyć z tej strony lustro Tachingen See
Święty Krzysztof pomaga dzieciakom bezpiecznie skoczyć z mostu na główkę, rowerzystom nie zagapić się na kładce, kierowcom zwolnić, a turystkom takim jak ja, które przebiegają z jednej strony mostu na drugą, nie wpaść pod samochód
To strona z widokiem na Tachinger See. Zejście do łodzi podmyte
Nie ja jedna dostaję wariacji z tym bieganiem po moście z jednej strony na drugą. Teraz widok z drugiej strony mostu na św. Krzysztofa i Waginger See
A to znowu Tachingen See, po drugiej stronie mostu
Święty jest piękny. Wygląda na bardzo wiekowego
W słoneczny weekend zupełnie nie ma gdzie zaparkować. Pomimo zakazu poprawni Niemcy zostawiają samochody wzdłuż drogi. Całkiem spory parking obok restauracji również ,,pęka w szwach"
Tu widać, jak podmiękła jest jeszcze ziemia w kilka dni od ustania opadów
Na plaży w oddali, należącej do campingu i restauracji Boatwirt grunt jest tak podmokły po opadach, że ludzie, którzy mimo tego tłumnie wylegli na nią w weekend, siedzieli na rozkładanych krzesłach albo karimatach. Może się wydawać: ,,wielkie mi co, wylało jezioro", jednak ono ma powierzchnię razem z połączonym z nim drugim mają ponad 11 km², to nie byle co, żeby przybrać około metr na takiej powierzchni.
No ale dość tych dziwów. Któregoś dnia wysiadłam w innym miejscu Tettenhausen, wydaje się, centralnym, bo obok kościoła i stacji benzynowej. Zatrzymałam się na parkingu i zwiedziłam nieco Tettenhausen.
Matka Boska jest patronką Bawarii, dlatego wiele tutejszych kościołów jest pod wezwaniem Zwiastowania NMP albo Wniebowzięcia NMP. Znajduje się też w okolicy dużo kapliczek maryjnych. Tę Maryję, patronkę Bawarii, namalował na ścianie jednego z budynków (kawałek przed Tettenhausen), jak go nazwała właścicielka - ,,malarz kościelny". Zrobił to podobno za opłatą i to wysoką
Kościół św. Floriana w Tettenhausen króluje nad miejscowością
Tettenhausen jest malutką miejscowością, zamieszkałą przez około 300 osób, która jednak zyskała słwę jako plan zdjęciowy do puszczanego wieczorami serialu: Dahoam is dahoam (to chyba po bawarsku i znaczy: dom jest domem), gdzie zawsze pojawia się w napisach początkowych.
Kościół w Tettenhausen już w XVI wieku stał się kościołem pielgrzymkowym. Od 1561 roku przybywano tu z miasta Tittmoning ze świecą wotywną. Pierwotnie kościół był poświęcony męce Chrystusa i św. Bartłomiejowi. Z czasem częste pożary doprowadziły do zmiany patrona, który jednak nie zdołał ochronić sanktuarium przed pożarami. W 1764 burza zniszczyła wieżę, w 1840 piorun zniszczył kościół i okoliczne domy. W 1852 kościół przebudowano świątynię w stylu neoromańskim. Obecnie słynie on z trzech dzwonów, które dzwonią w różnych okolicznościach i w różnych tonacjach,
tu można poznać ich historię i posłuchać dźwięków.
To przykościelny cmentarz. Kościoły usytuowane wokół Waginger See i w obszarze Tittmoning często posiadają przykościelne, bardzo zadbane cmentarze. Okna okolicznych domów wychodzą na groby dziadów i tak wielopokoleniowo współistnieją żywi ze zmarłymi, a śmierć jest oswojona.
U nas dominują płyty nagrobne. Tu zdecydowana większość grobów jest ziemna. Wszystkie są bardzo zadbane, porośnięte kwiatami
Na cmentarzach są też grobowce bardziej znamienitych przedstawicieli miejscowej społeczności. To taka jakby wiata sarkofagowa. Widziałam podobną we
Fridolfingu Kościoły są zazwyczaj otwarte w dzień i niemal zawsze puste. Można wejść na chór; u nas prawie zawsze wejście jest zamknięte
Tutejsze kościoły robią na mnie niesamowite wrażenie. Są tak dobrze utrzymane, że cofam się w nich natychmiast o jakieś 200 lat, albo nawet więcej. Uwielbiam boczne ambonki i ten zapach wieków
Prawy ołtarz boczny poświęcony Najświętszemu Sercu Jezusa, lewy Najświętszemu Sercu Maryi. Czytałam, że gdzieś przy ołtarzu głównym znajduje się figura św. Floriana i nawet widziałam jej zdjęcie, jednak nigdzie jej nie dostrzegłam



W tutejszych parafiach zmarli wciąż żyją w pamięci, często są uwieczniani na tablicach pamiątkowych. Dotyczy to zmarłych ostatnimi czasy, ale również bardzo silnie jest obecna pamięć o poległych w czasie drugiej wojny światowej. Bawaria była dotknięta podczas wojny straszliwym głodem. Dzieci w internatach nie miały co jeść, były wyłącznie ziemniaki i to reglamentowane. Dlatego po dziś dzień wiele starszych osób nie wyrzuca jedzenia. Chociaż mogą być bardzo bogate, jedzą resztki jedzenia, dopóki się nie rusza (z restauracji każdy zabiera resztki do domu), nawet skorupki jajek, skórki sera oddaje się kurom, odpady bio na kompost. Wielu mieszkańców wsi nie ma pojemników na plastik, ponieważ nie używa plastiku. Prowadzą zrównoważoną gospodarkę, mają bardzo wysoką świadomość ekologiczną. Na przykład jedzą tylko tyle mięsa, ile muszą, z powodu zwierząt, żywność trzymają w naczyniach glinianych lub szklanych, żeby nie używać plastiku. Korzystają wyłącznie ze ścierek, żeby nie marnować papieru, do czyszczenia używają octu i maksymalnie naturalnych środków. Nie zabijają żadnych zwierzątek, jak nie muszą, typu nawet mucha czy komar. Starają się stworzyć takie warunki, żeby muchy lub komary nie wlatywały do pomieszczeń. Bardzo dbają o środowisko, nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby zostawić gdzieś przysłowiowy ,,papierek". Taka dygresja mnie naszła na podstawie obserwacji.
Wojnę uważają, zwłaszcza starsi, po wsiach, nie zaangażowani politycznie, którym wojna odebrała ich bliskich, zburzyła domy, których zmusiła do przesiedleń, jako najgorsze zło. Bauerzy chcą żyć w spokoju, zgodnie z naturą, wśród bliskich.
Na tablicy pamiątkowej jest napisane: ,,Błogosławieni, którzy umierają w Panu". W małych, wiejskich parafiach nie było wielkiej wojny, polityki. Były wyłącznie ofiary wojny, ofiary systemu. Pewnie nieco koloryzuję i tak to chcę widzieć, ale myślę, że chociaż czasem, była to prawda.
Oryginalny konfesjonał zagłębiony w ścianę. To, co widzimy, znajduje się w płaszczyźnie ściany.
Wyjdźmy z kościoła, żeby pospacerować wzdłuż ulicy. Nie ma tu zbyt wiele do oglądania, jednak można znaleźć zabytkowe domy, najstarszy z drugiej połowy XVII wieku, ale także z XVIII i XIX-go.
Takich zabytkowych, drewnianych gospodarstw ze stodołami można znaleźć po wsiach bardzo dużo
Nożyce wskazują, gdzie znaleźć fryzjera. Tu w ogóle jest w okolicy taki zwyczaj, że wszystkie domy użyteczności publicznej są opisane, często na ścianie, dużymi literami. Chociaż wyraz ,,szyld" pochodzi z niemieckiego, to jednak w małych wiejskich gminach nie widziałam szyldów, tylko ogromne napisy na ścianach
Komentarze
Prześlij komentarz