Frankfurt nad Menem (Frankfurt am Main) wycieczka 1: kościół św. Katarzyny, Muzeum Romantyzmu, ratusz, rynek, katedra, kładka Eisener Steg

      Mój pobyt we Frankfurcie nad Menem był związany z planowaną przez cały listopad 2021 r. wizytą w nowo otwartym Deutsches Romantik Museum (Niemieckim Muzeum Romantyzmu). Kończyłam zbierać materiały do książki o muzeach literackich, a to, budowane przez dziesięć lat miało być perełką na moim muzealnym szlaku. 

    W drodze powrotnej z trzymiesięcznego kontraktu w dolnej Bawarii przejechałam specjalnie 500 kilometrów, żeby w niedzielę przed wylotem z Frankfurtu zdążyć jeszcze zwiedzić muzeum. Z powodu tego muzeum zarezerwowałam hotel, żeby moja wizyta mogła trwać aż do zamknięcia, a lot do kraju miałam następnego dnia.

     Zastanawiałam się, czy zdążę jeszcze zwiedzić miasto.

     Jak wielkie było moje rozczarowanie, gdy z powodu coraz większych, z dnia na dzień postępujących pandemicznych obostrzeń okazało się, że ani do hotelu ani do muzeum nie zostanę wpuszczona, z samolotem sytuacja stała się na tyle niepewna, że zrezygnowałam z lotu i wróciłam z przewoźnikiem autobusowym. Pozostał mi niesmak i na jakiś czas obraziłam się na nieprzewidywalne miasto. Do czasu.

Gdy kilka miesięcy później ponownie znalazłam się na kontrakcie, tym razem w Hesji, nie zwlekałam z odwiedzinami  do jesieni albo zimy, tylko niezwłocznie przy pierwszej okazji udałam się do Frankfurtu.

Przyjechałam pociągiem na Dworzec Południowy (Frankfurter Südbahnhof). Wygodnym podziemnym przejściem przedostałam się do metra i podjechałam  trzy stacje do Hauptwache, stacji znajdującej się w okolicy starówki (jedzie tam metro linii nr 1, 2, 3 i 8).

                                         Dworzec Południowy (Frankfurter Südbahnhof). 

                                           A to już wyjście z metra na stacji Hauptwache.


Wyjście z metra. Za mną widać frankfurckie city. Miasto jest znaczące z punktu widzenia kultury (co mnie interesuje najbardziej), ale głównie znane jest jako stolica finansowa. Wikipedia podaje, że jest to jedna z najważniejszych metropolii finansowych świata oraz znane centrum wystawiennicze (Frankfurt Messe). 
Z powodu owego raju bankierów niektórzy mówią o Frankfurcie ,,Bankfurt", a frankfurckiemu Manhattanowi utkano nazwę pochodzącą od rzeki Men (Frankfurt nad Menem, czyli Frankfurt am Main) - ,,Mainhattan".
Zaraz przy wyjściu z metra znajduje się okrąg z labiryntem przypominający średniowieczne labirynty z gotyckich katedr idealnie skomponowany z ewangelickim kościołem św. Katarzyny (Evangelische Stadtkirche St. Katarinen). Przynajmniej ja miałam takie skojarzenie (nie mam pojęcia czy taki był zamysł projektantów). Poniżej kilka zdjęć z wnętrza kościoła.




 W gablotach umieszczono trzy zabytkowe obrazy Heinricha Fucka (przed 1642-1685). Ten nosi tytuł ,,Jonasz - trzy dni w brzuchu ryby".
Heinrich Fuck, ,,Zachariasz i wjazd Jezusa do Jerozolimy"

                                     Heinrich Fuck, ,,Micheasz i narodziny Jezusa"



Widok sprzed kościoła św. Katrzyny na galerię handlową. Ja obeszłam kościół od lewej strony i przez placyk Friedrich-Stolze-Platz dotarłam do Domu Goethego i przylegającego doń Muzeum Romantyzmu (adres: Großer Hirschgraben 21).

                                                               Friedrich Stolze Platz

                                                             Plac im. Friedricha Stolza

Deutsches Romantik Museum (Niemieckie Muzeum Romantyzmu, po lewej) i Frankfurter Goethe-Haus (Dom Goethego).

We Frankfurcie działa wiele znaczących muzeów i podobnie jak w Berlinie jest wyspa muzeów, tutaj mamy całe wybrzeże muzeów (Museumsufer) gromadzące po obu stronach Menu w niewielkiej odległości od siebie 13 muzeów, między innymi dwa powyższe. Co roku pod koniec sierpnia odbywa się Festiwal Wybrzeża Muzeów (Museumsufertest). W tym roku wypadał w sobotę i niedzielę 27. i 28. sierpnia i miałam okazję świętować festiwal w Muzeum Romantyzmu. Świętowanie odbywa się między innymi tak, że otrzymałam bilet do mojego muzeum po zredukowanej cenie z 10. do 7. euro, a do tego bilet ten uprawniał do odwiedzenia wszystkich pozostałych muzeów wybrzeża. Niestety te dwa, przed którymi stoimy są tak gigantyczne, że spędziłam w nich kilka godzin i już zupełnie nie miałam siły iść do żadnego więcej.



Muzeum powstawało przez 10 lat, zawiera kompleksowo opracowaną epokę, znajdziemy tu obrazy, rzeźby, a przede wszystkim słowa: powieści, biografie, listy, baśnie, przedstawienia teatralne. Także wiele ciekawostek, powiązań rodzinnych, śladów podróży. Formuła multimedialna przeplata się z archiwalnymi dokumentami, eksponowani są pisarze mniej znani. Ogrom wiedzy zgromadzonej na czterech piętrach. Żeby się ze wszystkim choćby pobieżnie zapoznać potrzeba tygodnia.









Bardzo ciekawa jest część multlimedialna. Można prześledzić podróże poszczególnych pisarzy i ludzi kultury i nauki oraz filozofów z epoki, ich czasoprzestrzenne powiązania







Po zwiedzeniu Muzeum Romantyzmu przeszłam do pobliskiego Domu Goethego, po czym ponownie tu wróciłam, gdyż o godzinie 15.00 było oprowadzanie teatralne. Aktorka-przewodniczka wcieliła się w Betinę Brentano (mniej znaną polskiemu czytelnikowi, ale znaną w Niemczech autorkę romantyczną) i  w niej imieniu oprowadzała po galerii Goethego (zostałam tylko chwilę, żeby zobaczyć jak to będzie wyglądało; wyszło całkiem fajnie).

Między pierwszym zwiedzaniem Muzeum Romantyzmu, a oprowadzaniem z przewodniczką poszłam obejrzeć dom Goethego.

Przejście do Domu Goethego zawiera dwa, a nawet trzy dziedzińce, które niegdyś stanowiły prawdopodobnie ogród należący do posiadłości Goethego



       Widok domu od strony dziedzińca. Fasada od strony ulicy prezentuje się mniej wspaniale

                                   Widok z góry na dziedzińce z pierwszego piętra domu poety


                                                   W domu zabytki z czasów pisarza


                                    Zegar pochodzi z warsztatu krewnych rodziny Goethego

Piękne przestronne schody prowadzą na kolejne kondygnacje, na których znajdują się pokoje urządzone w określonej tonacji kolorystycznej.

                                                           To zapewne pokój zielony


                             Biblioteka. Myślę, że w takim otoczeniu też bym miała natchnienie

                                                       Piękne intarsjowane meble







W stosunku do całego domu kuchnia nie jest imponującej wielkości, ale urocza 

Ostatni rzut oka na Goethe Haus z dziedzińca

Dalej powędrowałam wzdłuż ulicy nie pamiętam jakiej (Google mnie prowadził) w stronę ratusza (Frankfurter Römer) i starówki. Na zdjęciu widowiskowy ratusz.

                                                     To jest cały kompleks ratuszowy



Nie chciało mi się przechodzić na drugą stronę ulicy, żeby zobaczyć co to za kościół na przeciwko ratusza. Sprawdziłam na mapie, to Paulskirche (kościół św. Pawła).

                                                   Ratuszowa piwnica (zapewne z piwem)


                           A to rynek starego miasta nazwany Römerbergiem czyli ,,rzymską górą"


W oddali widać ewangelicki kościół parafialny zwany starym kościołem św. Mikołaja (alte Nikolauskirche, evangelische Pfarrkirche).


                                                   Na rynku stoi fontanna Sprawiedliwości.

Na barierce otaczającej fontannę znajduje się orzeł. Aż wstyd przyznać, ale nie za bardzo wiem, czym się różni od naszego.

Kilka zdjęć z kościoła św. Mikołaja. Pierwszy kościół halowy powstał tu w 1150 r., w 1290 r.  przebudowano go w stylu gotyckim. W 1467 r.  dodano późnogotycką galerię na dachu i wieżę strzelniczą (architekt H. v. Lich). W 1530 r. (wojna trzydziestoletnia) sprofanowano kościół i wykorzystano go jako magazyn i skład zboża. W 1830 r. miała miejsce gotycka renowacja świątyni pod kierunkiem miejskiego architekta J. F. Christiana Hessa. W 1951 r. kościół poddano renowacji po zniszczeniach wojennych i uzyskał XIII-wieczny wygląd. 
 



Wejścia do skarbca strzegą stwory ,,z rozdziawioną gębą". Pewnie niegdyś były tu jakieś przeogromne bogactwa. 


Od rynku szłam kierując się wzrokiem wąską uliczką ku katedrze. Po obu stronach znajdują sie instytucje kultury.


W oddali frankfurcka katedra (Dom).

Między filarami z lewej strony można obejrzeć odsłonięte ruiny frankońskiego pałacu cesarskiego z lat 822 - 950.




To już placyk w pobliżu katedry.

Wnętrze Katedry cesarskiej Świętego Bartłomieja (Kaiserdom St. Bartholomäus), bo tak dokładnie katedra się nazywa.






Katedrę obejrzałam bardzo pobieżnie, muszę tu jeszcze raz przyjść w tygodniu, jak będzie mniej ludzi, żeby obejrzeć detale, ołtarz z bliska i wdrapać się na katedralną wieżę. 

                                                          Wieża wygląda imponująco.

Po wyjściu z katedry poszłam nad Men, po drodze zjadłam w jednej z dziesiątek knajpek, ale było tak dużo ludzi, że zniechęciłam się do posilania tu w dni wolne, trzeba bardzo długo czekać, choć kucharze dwoją się i troją. 


                                        Wszędzie nad rzeką chodzą urocze oswojone ptaszydła. 


                                                         W oddali most jakiś tam. 





                                                     Za mną Eiserner Steg - most Żelazny, a dokładniej kładka dla pieszych.


Wspinam się na most Żelazny, właściwie jest to kładka dla pieszych, cała obwieszona kłódkami, most musi przez nie ważyć chyba ze dwa razy więcej.

Eisener Steg wybudowano w 1912 r., odbudowano po wojnie w 1946 r., a w 1993 r. poddano go renowacji. 
 
Tłum na nim był dziki - ostatni weekend wakacji, do tego ostatni tydzień taniego podróżowania za 9 euro i jeszcze święto Wybrzeża Muzeów.

















Zeszłam z mostu i skręciłam w lewo w Schifferstrasse, kierując się mniej więcej prostopadle do Menu podążałam w stronę dworca Południowego.



                                           W jednym z ogródków wyrósł bambusowy gąszcz






                                    Dotarłam do dworca, ale to nie był koniec mojej przygody.

Zobaczyłam w podziemiach przed wejściem na mój peron kłębiący się tłum. Wejścia ,,broniła" obsługa dworca wykrzykująca groźnie pod adresem ludzi, którzy nie rozumieli dlaczego nie mogą wejść na peron. 
W ,,kolejce" poznałam cztery dziewczyny z Polski, które mówiły, że tydzień temu przetrzymano je w podziemiach razem z mnóstwem ludzi przez blisko dwie godziny (były odwołane trzy kolejne pociągi). Tym razem mieliśmy szczęście, bo pociąg nadjechał opóźniony o ,,tylko" 20 minut. Miałam już takie przygody w Niemczech z dużo spóźnionymi albo odwoływanymi pociągami, jednak do tej pory nie zdarzyło mi się stać w podziemiach pod groźnym nadzorem personelu traktującego podróżnych jak niebezpiecznych manifestantów. Sami powodowali nerwową atmosferę, której dałoby się uniknąć wpuszczając ludzi na peron lub chociażby cokolwiek wyjaśniając. Natychmiast mnie i o pokolenie młodszym rodaczkom nasunęły się niemiłe kulturowe skojarzenia odnośnie tłoczących się do pociągu ludzi pod niemieckim nadzorem (jakby nie było niemal w przededniu rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej, a tłum składał się w większości z ludzi różnych ras).






Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Konstancińskie wille, pensjonaty i zakłady lecznicze

Stroblalm

Koblencja (Koblenz)