Nie lubię ogrodów zoologicznych, bo mam wrażenie, że odwiedza się obozy dla zwierząt, w których pokutują ,,za niewinność". Jedyne zwierzęta, którym jest w nich w miarę dobrze, to kalekie lub chore ptaki, które nie mogłyby już latać i padłyby w naturze ofiarą drapieżników, a tak żyją sobie na bezpłatnym wikcie, mogą chodzić po terenie, mają dostęp do wody. Inne właściwie wszystkie cierpią. Żadne to tłumaczenie, że część z nich urodzona w zoo i nie zna wolności.
Marzę, żeby ogrody w tradycyjnej formie zniknęły. Ptaki w klatkach, ryby w akwariach, słonie i żyrafy, zwierzęta wędrowne, na trzystu metrach. Lwy na niewielkim wybiegu, nosorożce zazwyczaj na piachu bez absolutnie żadnego zajęcia, małpy i niedźwiedzie w depresji.
W niemieckich ogrodach (byłam też we frankfurckm) widać bogactwo materialne, które jednak nie przekłada się wcale na dobrostan zwierząt. Są bardzo zadbane, dobrze odżywione (byłam w porze karmienia, menu jest przebogate, ustawiane chyba przez dietetyka), jednak przestrzeń życiową mają mocno ograniczoną, a wiele z nich jest skazanych na bycie cały czas na widoku, nie mają gdzie się ukryć. Mają sobą dostarczać przyjemności oczom ludzkim, nie myśli się jednak o ich potrzebach psychicznych. W warszawski ZOO na przykład, klatki są czasem niewielkie, dba się jednak o to, żeby zwierzę miało gdzie się schować.
 |
Wejście od strony Hardenbergplatz. Przystanki wszystkich środków komunikacji, którymi można się tu dostać nazywają się Berliner Zoologischer Garten |
 |
Cena za bilet ulgowy łącznie z Akwarium 17 euro, normalny, zdaje się 25 euro |
 |
Na tym kawałku ziemi słonie muszą udawać, że są w Afryce |
 |
Wybieg dla kozicowatych |
 |
Żyrafy i słonie znajdują się niedaleko wejścia głównego. Nie pobrałam mapki, zwiedzałam więc dosyć chaotycznie biegając od jednych wybiegów do innych, gdzie wzrok mnie poniesie. Nie za bardzo umiem korzystać z map, gubię się jeszcze bardziej, a taką techniką rozproszoną udało mi się dotrzeć do wszystkich ważniejszych miejsc ogrodu. Nie odniosłam wrażenia, żeby był jakiś ogromny. Taki sobie średni. Warszawski ogród wydaje mi się sporo większy, ale nie mam ochoty sprawdzać czy dobrze szacuję. Podobno ogród berliński ma długie tradycje, itp., cieszy się sławą i uznaniem. Tego też nie chce mi się sprawdzać. Poprzestanę na moich odczuciach |
 |
Zabawny gatunek kur, wyglądają jak włochate |
 |
Od razu widać, kto tu mieszka |
 |
Najbardziej podobały mi się w ogrodzie rozstawione wszędzie rzeźby zwierząt, realistyczne, a zarazem subtelne. Tak mogłyby wyglądać ogrody zoologiczne. Obok rzeźb ustawione ławeczki i telebimy z filmami o zwierzętach, a w pomieszczeniach coś jakby wirtualne muzea danego gatunku |
 |
Budynek z wieżyczkami to obszerny gołębnik i kurnik |
 |
Ten hipcio jest wyrzeźbiony |
 |
Prawdziwy hipopotamek był sporo mniejszy od rzeźby. Właśnie przymierza się do zanurkowania, za chwilę zniknie pod wodą ku uciesze wielu dzieci, głównie po polsku wyrażających swoją radość. Odniosłam podczas mojego pobytu w berlińskim ZOO, że 80 % zwiedzających było Polakami. Niemal wszyscy, których mijałam rozmawiali po polsku – pary, grupki młodzieży, rodziny z dziećmi. To był środek tygodnia i środek dnia; turyści? nie sądzę. Myślę, że w Berlinie po prostu mieszka dużo Polaków. Tu pracują, uczą się i żyją, jednak prywatnie rozmawiają w ojczystym języku |
 |
Poza rzeźbami autentycznie zachwycił mnie plac zabaw. Absolutnie wspaniały, dla dzieci w różnym wieku, duży teren świetnie zaaranżowany w drewnie, z wykorzystaniem bambusów, super |
 |
Inne miejsce wspomnianego placu zabaw. W ogrodzie jest zaplecze gastronomiczne, więc można tu z dziećmi spędzić w spokoju cały dzień. Mają się czym zająć, gdzie posilić lub zjeść lody |
Na powyższych zdjęciach więzienie dla zwierząt wyszło malowniczo. Ja wyszłam z niego przygnębiona. Mam dużą wyobraźnię, a wystarczy niewielka, żeby wczuć się w sytuację tych nieboraków. Niektórzy z nich mogą mieć tylko źle lub gorzej. Na wolności się na nich poluje, a w ogrodach zoologicznych trzyma w odosobnieniu udostępniając nakazaną ustawowo ,,minimalną powierzchnię mieszkalną". Da się tak żyć, tylko co to za życie?
 |
Ze wszystkich zwierząt, jakie widziałam w ZOO, jedynie foki sprawiały wrażenie zadowolonych. Mają relatywnie spore baseny |
 |
Widok z góry na przestrzeń życiową fok. Basen jest jeszcze sporo większy |
 |
Nadal fokarium |
 |
Wybieg dla zebr i egzotycznych zwierząt rogatych. Ich pomieszczenie wygląda jak statek kosmiczny |
 |
Ale wybiegu dla niedźwiedzi nie znalazłam; coś innego odwróciło moją uwagę i zapomniałam, że chciałam jeszcze zobaczyć, jak się mają te biedactwa |
 |
Lampart perski nie ma nic lepszego do roboty |
 |
Część podziemna jednego z bloków pokazuje zwierzęta nocne. Ciekawie zrobiona trasa prowadzi przez ciemne pomieszczenia, z których można mieć przez szybę podgląd na zwierzęta. To klatka dwóch fenków, ich cała przestrzeń życiowa. Jednego widać na zdjęciu, a drugi cały czas biega dookoła słupa w nadziei, że znajdzie wyjście. Biega tak szybko, że na żadnym zdjęciu nie udało mi się go uchwycić. Klatka z jednym fenkiem w depresji, a drugim w histerii robi tragiczne wrażenie. Spędzą tu całe życie. Razem z Jezusem odpokutowują grzechy świata |
 |
Lew nie lepsze robi wrażenie |
 |
Król zwierząt na tle kamienic. Kamienice objęte ochroną zabytków, a lwy chronione Listą Zagrożonych Gatunków. Zoo zostało otwarte w 1844 r. (jednak sprawdziłam) i było pierwszym ogrodem zoologicznym w Niemczech. Podobno wszystkie zgromadzone tu zwierzęta mają warunki odpowiadające naturalnym. Wszystko można sobie wmówić, nawet to, że lew potrzebuje do życia w dobrostanie dwie skałki |
 |
Środkiem głównych poprowadzono szpalery kwiatów zakończone wielobarwnymi kwiatowymi rozetami |
 |
Japońska aranżacja sugeruje, że gdzieś w okolicy znajdziemy pandę. Ja się nie zorientowałam, poszłam więc dalej, gdzie mnie oczy poniosły |
 |
W którymś momencie uzmysłowiłam sobie, że nie byłam jeszcze w Akwarium, a przecież kupiłam bilet łączony, szkoda więc by było je przegapić. Okazało się, że to ogromne gmaszysko. Zaczynało mnie brać zmęczenie (zanim tu dotarłam szłam około godziny, zwiedzając miasto), a przecież w planach miałam jeszcze piesze dotarcie do budynku zaprojektowanego przez Waltera Gropiusa, jakieś dwadzieścia minut drogi od głównego wejścia do ZOO |
 |
Karp Koi (Cyprinus carpio). Gatunek został częściowo sztucznie stworzony. Niektórym ze zwyczajnie wyglądających okazów brakowalo szarego pigmentu, dlatego wyglądały na złote. Zaczęto więc je rozmnażać i dochodziło przez dwa tysiące lat do różnych przebarwień, aż powstały takie kolorowe karpie. Początkowo hodowała je w ogrodach wyłącznie szlachta, teraz każdy kto ma prywatny staw może sobie na to pozwolić |
 |
Więźniowie. Mają czystą wodę, odpowiednie światło. To takie szwedzkie więzienie, z tą różnicą, że wszyscy odsiadują dożywocie, a według szwedzkiego prawa maksymalna kara nie powinna przekraczać 16. lat w zamknięciu |
 |
Więźniarki (blok żeński) |
 |
Te ryby miały tak mało miejsca, że musiały cały swój rybi wysiłek intelektualny przeznaczać na to, aby się wyminąć i nie zahaczyć płatwami. Miejsca miały mało, przez co cały czas były zmuszone przebywać na widoku, ku uciesze ludzi i krzyczących dzieci. Przy jednym z olbrzymich glonojadów w pobliskiej celi dziewczynki narobiły takiego wrzasku, widząc w nich potwora, że wszystkie ryby do wieczora musiała boleć głowa |
 |
Przyjemniaczek karaczan. Była ich cała masa |
 |
A to już wejście do królestwa pandy |
 |
Nie chcę jej obrażać, ale wyglądała na głupiutką na tle na przykład małp |
 |
Naliczyłam trzy pandy. W dzień trzymane są pod kloszem na widoku, jednak zdaje się mają wyjście na wybiegi, z których pewnie korzystają po godzinach odwiedzin |
 |
Hulman z rodziny koczkodanowatych należy do ssaków naczelnych. Małpy robią zawsze smutne wrażenie
|
 |
Małpka z rodzaju Titi, kapucynka. Zamieszkuje Nowy Świat, gęste runo leśne, wilgotne lasy tropikalne, jest małpą błotną. Titi żyją w grupach rodzinnych, a młode noszą naprzemiennie wszyscy krewni. Rodzina broni swojego terytorium ... śpiewając. Na znak więzi małpki siedzące obok siebie splatają się ogonami |
 |
Pomimo, że była pora karmienia i szympansik dostał potężną stertę przysmaków, bardziej był zainteresowany ludźmi, których zobaczył przez szybę. Przyglądał się nam z niedowierzaniem oraz zaczął popisywać, stawał na rękach, huśtał się na jednej ręce przeskakując z liany na lianę. Wreszcie podszedł do szyby i patrzył mi się nieruchomo w oczy. Odeszłam zawstydzona
ZOO opuszczałam, jak zwykle, przygnębiona. Po co więc przychodzę? Sprawdzam co jakiś czas, czy gdzieś znajdę ZOO, albo choćby znośny metrażowo wybieg. Do tej pory nie znalazłam. Ogólnie w wielu ogrodach warunki się poprawiają. Zaczyna się też dbać o stronę psychiczną zwierząt. Jednak na zbyt ciasnym terenie możliwości są ograniczone |
Komentarze
Prześlij komentarz